Deklasacja w Lublinie. Motor miażdży Unię Leszno 65 do 25.

Mistrzowie Polski przystępowali do spotkania w roli faworytów. Co do tego chyba nikt nie miał wątpliwości. Mimo to można było mieć nadzieję na wyrównane spotkanie. Przecież Leszczynianie mieli całkiem niezły start tego sezonu. Janusz Kołodziej znajduje się w tym sezonie wysokiej dyspozycji, Parnicki błyszczał w meczu z Apatorem, zaś Smektała udowodnił swoje umiejętności w sobotnim finale Złotego Kasku, gdzie zajął piąte miejsce. Do tego Lindsey lubi lubelski tor, a gospodarze mogli mieć dodatkowe trudności ze względu na sprzyjające w ostatnich dniach warunki atmosferyczne i konieczność przykrycia jego nawierzchni plandeką.

Mogli, ale nie mieli. W dzień po rocznicy zwycięstwa sprzed roku (wtedy też przed spotkaniem na torze leżała plandeka), zawodnicy Motoru ponownie zdeklasowali Unię Leszno, tym razem jeszcze wyżej. 65 do 25. Trudno znaleźć odpowiednie określenie dla tak dobitnej dominacji. Nie licząc Grzegorza Zengoty, Leszczynianie właściwie nie istnieli na torze w Lublinie. Były zawodnik Motoru (choć nie wystartował nigdy w lubelskich barwach przez niezwykle poważną kontuzję, której nabawił się przed sezonem 2019 na motocrossie w Hiszpanii) jako jedyny z gości choć zbliżył się do bariery 10 punktów. Jednak jej nie przekroczył. Zdobył on dziewięć punktów z bonusem. Pod koniec spotkania ocknął się również Janusz Kołodziej, zdobywając jedną trójkę, nie starczyło to jednak nawet aby Unia Leszno wygrała drużynowo wyścig.

Jeśli chodzi o gospodarzy, to ich zespół był niemal kompletny. Pretensje może mieć do siebie jedynie Jarosław Hampel, ewentualnie Kacper Grzelak. Reszta pojechała koncertowo, dając do zrozumienia, jak silny może być Motor w dalszej fazie rozgrywek. Na szczególną pochwałę zasługuje nieustępliwość Lublinian, głód punktów i walka do ostatnich metrów wyścigu.

Pomimo, iż spotkanie było do jednej bramki, to w niektórych wyścigach na torze działo się całkiem sporo. Nieraz Leszczynianie wychodzili spod taśmy na lepszych pozycjach, niż te na których wjeżdżali na metę. Były też jednak sytuacje odwrotne.

Ciekawostką jest, iż z okazji 150-lecia Lubelskiej Straży Pożarnej, zarówno do prezentacji, jaki po meczu zawodnicy obu drużyb wyjechali na strażackich pick-upach.

Antonik

Foto:

Zasoby własne

Opublikuj komentarz


projekt i realizacja: GRAFFY.PL