Apator pokonuje gości z Częstochowy. Włókniarz z bonusem
12 kolejkę PGE Ekstraligi zamknął mecz na Motoarenie w Toruniu, gdzie miejscowy Apator podejmował Włókniarza Częstochowa.
Do rywalizacji w lepszym położeniu przystąpili gospodarze. Wydawało się, że Anioły wreszcie znalazły złoty środek na wyjście z drobnego kryzysu. Najpierw niespodziewanie poskromiły niepokonany do tamtej pory Motor Lublin w stosunku 48:42, a następnie wyszarpały cenny punkt bonusowy na ciężkim terenie we Wrocławiu. Na swój poziom powrócił Emil Sajfutdinow, a Patryk Dudek w końcu zaczął pokazywać, że nie przez przypadek zalicza się go do grona najlepszych polskich żużlowców. Warto również docenić postawę 16-letniego Antoniego Kawczyńskiego, który wygryzł ze składu Mateusza Affelta i zaimponował fanom ofensywną jazdą. Mimo tego nadal mogła martwić niefrasobliwość Wiktora Lamparta i Pawła Przedpełskiego, którzy wciąż nie znaleźli antidotum na słabą dyspozycję.
Do grodu Kopernika Lwy przyjechały w morowych nastrojach. Gęsta atmosfera wewnątrz drużyny nie poprawiła się, a trzy porażki z rzędu nie pomagały w rozwiązaniu problemów. Aby zdobyć przynajmniej bonusowe oczko, Biało-Zieloni musieli w końcu się zjednoczyć i pokazać, że jednak tworzą zgraną ekipę.
Początek meczu należał do gospodarzy. W biegu inaugurującym zmagania padł remis, ale w kolejnej gonitwie moc pokazali juniorzy Apatora, którzy zwyciężyli 5:1.
Sporo działo się w wyścigu trzecim. Żużlowcy z Torunia wystrzelili spod taśmy jak z procy i zanosiło się na kolejne podwójne zwycięstwo Aniołów. Wszystko zepsuł jednak upadek Pawła Przedpełskiego. 29-latek podczas drugiego okrążenia na wyjściu z drugiego łuku nie
zdołał zapanować nad swoją maszyną, w związku z czym sprowadził do parteru siebie i siędzącego mu na ogonie Maksyma Drabika. Kapitan Apatora został wykluczony z powtórki biegu i ukarany żółtą kartką.
Atmosferę podgrzała sytuacja przed drugą odsłoną wyścigu. Wściekły Drabik podszedł do boxu Przedpełskiego i dał upust swoim emocjom na tyle, że prawie wszczął awanturę. Koniec końców nie doszła do skutku dzięki szybkiej interwencji członków teamu zawodnika gospodarzy.
W powtórce istotne 3 punkty dla torunian zdołał dowieźć Sajfutdinow. W 5 gonitwie częstochowianie odpowiedzieli wygraną 1:5 i zbliżyli się do swoich rywali na 2 punkty. Potem Krzyżacy znowu delikatnie powiększyli swoją przewagę, jednakże bilans +6 na ich korzyść po 9 biegach nie był wystarczający, by mogli myśleć o bonusowym oczku. Musieli wygrywać kolejne wyścigi, aby liczyć na pełną pulę.
W 10 biegu różnica między Aniołami a Lwami stopniała o 2 punkty, a w trzech kolejnych gonitwach fani obu ekip byli świadkami remisów. Taki obrót spraw przed biegami nominowanymi nie pasował żadnej stronie. Goście musieli wygrać oba biegi by nie wyjechać z grodu Kopernika na tarczy, a gospodarze do wydarcia punktu bonusowego potrzebowali dwóch zwycięstw 5:1.
Ich plan powiódł się tylko połowicznie. W prawdzie nie mieli sobie równych w biegu 15, ale wcześniej musieli się zadowolić jedynie remisem, co z góry skreśliło ich w walce o 3 punkty. To jednak nie wiązało się z niczym dobrym dla żużlowców Włókniarza, którzy tylko uratowali jedno oczko.
Po spotkaniu doszło do kuriozalnych i mimo wszystko trochę przykrych scen w obozie Biało-Zielonych. Niestety dla nich duński dynamit eksplodował nie na torze, a za kulisami. W parku maszyn Mikkel Michelsen i Leon Madsen rzucili się na siebie z pięściami, co nie umknęło uwadze realizatora. Jest to bez wątpienia uosobienie fatalnej atmosfery panującej w szeregach Włókniarza. Ciężko oczekiwać, by tak bardzo rozbita drużyna walczyła w tym sezonie o medale.
Nieco lepsze nastroje królowały po stronie Apatora. Dudek i Sajfutdinow potwierdzili, że wrócili na dobre tory. Ten duet zagwarantował Aniołom 25 oczek, co stanowi ponad połowę dorobku całej drużyny. Kolejny niezły mecz zanotował Robert Lambert, choć nie ustrzegł się błędów. Możliwe, że jego taśma w 7 biegu przesądziła o tym, do kogo trafi bonus.
Pierwszy raz od dawna nie zawiedli również juniorzy Aniołów. Solidne zawody pojechał Krzysztof Lewandowski, co udokumentował 4 punktami z 3 bonusami. Z jeszcze lepszej strony pokazał się Antoni Kawczyński. 16-latek zachwycał kibiców odważną jazdą i zapisał przy swoim nazwisku aż 8 oczek!
Sporym rozczarowaniem ponownie była forma Przedpełskiego i Lamparta. Pierwszy z nich zdobył ledwie 3 punkty, a drugi ani razu nie znalazł się na punktowanej pozycji. Rzeszowianin wyglądał jak początkujący junior i chyba nie do końca wiedział, co się dzieje na torze. Nawet sam Piotr Baron stwierdził, że jego podopiecznemu nie do końca zależy na poprawie wyników. Krzyżacy nie sięgnęli po pełną pulę, ale i tak awansowali na 4 lokatę w tabeli. Z kolei Lwy nadal nie są pewne ligowego bytu i muszą pokazać charakter, jeśli chcą uniknąć nerwowej końcówki fazy zasadniczej.
Opublikuj komentarz