Aspiracje Juvenii to coś więcej niż PR. Krakowianie pokonują Lechię Gdańsk 35:14 na inaugurację sezonu.
Po latach mozolnego budowania drużyny, bazy, stawiania na młodzież Juvenia zgłasza aspirację dołączenia do ekstralligowej czołówki. Drogą długoletniej strategii i spokojnego rozwoju zamierza pójść Lechia. Choć telewizyjne starcie tych zespołów wcale nie było jednostronne, Krakowanie wygrali na Stadionie Lekkoatletycznym w Gdańsku za 5 punktów : 35:14.
Liderem Juvenii w tym sezonie dalej ma być fenomenalny Ryan van Zyl. Do drużyny dołączył solidny Patrick Różycki grający wcześniej we Francji na czwartym poziomie rozgrywkowym. Przed sezonem trener Konrad Jarosz powiedział, że celem „Smoków” jest miejsce w gronie czterech najlepszych drużyn w Polsce. Nie wiadomo było do końca jak traktować te słowa ; w ostatnich latach przywykliśmy do Juvenii grającej „ładnie dla oka”, ale mało skutecznej.
Tymczasem dzisiaj Krakowianie zagrali fantastyczne rugby. Oprócz Van Zyla i Różyckiego dobrze spisywali się między innymi ;doświadczony Artur Fursenko i młodziutki Marcin Morus. Krakowianie bardzo poprawili grę w młynie. Przez pierwsze 50 minut Lechia miała niewiele do powiedzenia. Potem drużyna znad Morza zdominowała Krakusów, grając z przewaga jednego zawodnika wyszła na 14:21. Inaczej niż w poprzednich latach podopieczni trenera Jarosza „nie spanikowali”, zagrali konsekwetnie, i nie tylko utrzymali przewagę, ale zdobyli po heroicznej walce punkt bonusowy za piąte przyłożenie, który sprawił, że znad Morza wracają z kompletem oczek.
Być może zwycięstwo nad Ogniwem po dramatycznym meczu w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu było przełomem dla „Smoków”. Krakowski zespół w końcu gra mądrze, „nie podpala się”, gdy rywal zwiększy presję, a co więcej zaimponował dziś ambitną walką o pełną pulę (piąte przyłożenie).
Teraz na młodzież chce postawić Lechia ; trzej młodzieżowi kadrowicze Tonga wpisują się w tą strategię. Taka wizja może zaprocentować, choć wyrównana i chyba silniejsz stawka Ekstraligi sprawia, że Gdańsczanie nie mogą zapomnieć o „pilnowaniu tyłów”.
Łukasz Kołtuniak
Opublikuj komentarz