Budziłek Lublin kontra GKS Katowice. Feio znów w roli głównej.
Motor Lublin kontra GKS Katowice. Osobiście nie pamiętam bardziej emocjonującego meczu, który zakończył się wynikiem 1:1. Obie drużyny miały liczne okazje, lecz ostatecznie musiały podzielić się równo dwoma punktami.
Niedziela, godzina 15:00. Arena Lublin po raz kolejny wyprzedana do ostatniego miejsca oddanego do kibicowania. W powietrzu czuć napięcie, widać czarne chmury nad miastem Koziołka. Drużyny wychodzą na boisko, a grupy kibicowskie urządzają sobie w najlepsze konkurs kto głośniej wykrzyczy nazwę swojej ekipy. Mecz zaczął się pod dyktando GKS-u. Istna nawałnica na bramkę Budziłka przyniosła efekt już w 7 minucie meczu. Niedopilnowany pod polem karnym gospodarzy znalazł się Sebastian Bergier. Czas na decyzję i dobra piłka złożyły się na fantastyczny strzał w okienko. Bramka „z zaskoczenia” zdezorientowała Motor, natomiast GKS kontynuował przygniatającą dominację. Efekt? Następne okazje, niektóre z nich stuprocentowe. Wtedy wszystko w swoje rękawice brał wcześniej wspomniany Łukasz Budziłek i utrzymywał Lublinian w meczu. Wraz z zakończeniem się pierwszej odsłony słychać było przeraźliwy huk. Były to spadające kamienie z serc graczy Motoru. Druga połowa miała być diametralnie odwrotna, i rzeczywiście, była. Motor wszedł w drugą część z przytupem. Już pierwsza akcja zakończyła się alarmem w i pod polem karnym GKS-u. Oblężenie dalej trwało z drobnymi przerwami gości na oddech. O tyle ile Budziłek zasłużył na miano MVP, bo oprócz jednej bramki zamurował się między słupkami, to Kudła, bramkarz przyjezdnych miał po prostu szczęście, z również, jednym wyjątkiem. Motor swoją akcję o wartości jednego punktu przeprowadził w 58 minucie. Po skutecznym ataku i chaosie w szeregach defensywy Katowiczan, piłkę zgarnęli gracze Motoru. Futbolówka znalazła się pod nogami Michała Króla, a ten zasadził rakietę z linii wyznaczającej pole karne. Piłka wpadła do bramki, a stan meczu zmienił się na 1:1. Wynik mógł być jednak na powrót inny niedługo potem, bo 14 minut od straconej bramki. W ferworze walki doszło do nieporozumienia między Budzikiem a Szarkiem. Oddzielający ich zawodnik nagle osunął się na murawę, a sędzia przekonany swojej decyzji, pokazał na wapno. Podchodzący do karnego Arak był skutecznie rozpraszany przez kibiców gospodarzy, skandujących nazwisko bramkarza, a także przez samego Budziłka, jak się zdawało odprawiającego nieznany rytuał przy użyciu swoich rąk. Tak zaczarowany Arak uderzył w lewą stronę bramki czyli… tam gdzie poszybował Budziłek. Euforia na stadionie wylała się jeszcze raz, prostując ostatni. Zamieniając trochę chronologię by zbudować napięcie, pominąłem wydarzenie które wstrząsnęło kibicami Motoru. Czerwona kartka dla trenera Feio. Efekt dwóch upomnień żółtym kartonikiem. Reakcja kibiców była dosyć oczywista. Sędzia musiał zmierzyć się z całą lawiną przymiotników rzucanych w jego stronę. Kartka nr 2 była naprawdę kontrowersyjna, bowiem Feio doskoczył do asystenta arbitra zapytując go odnośnie żółtego kartki dla napastnika Motoru. Pytanie powtarzane kilkukrotnie brzmiało: „Dlaczego?”. Bez problemów dało się to wyczytać z ust trenera, od którego ja siedziałem w odległości niespełna 25 metrów. Zastanawiające jest jednak zachowanie Feio po samej kartce. Trener rozbawiony całym zajściem udał się na trybunę, jednak miał nieprzerwany kontakt z członkami sztabu, co według przepisów jest zabronione. W pewnych momentach trener dostawał wręcz szału przez swoją niemoc i brak odpowiedniego kontaktu z zawodnikami. Feio zaczął maltretować furtkę oddzielającą sektor od murawy, wielokrotnie wymachując rękami w geście próby porozumienia się z zawodnikami. Ekspresja Portugalczyka zdała się nie umknąć zespołowi sędziowskiemu, który będzie miał wpływ na ewentualne zawieszenie i jego długość. Oczywiście warto podkreślić że taka prozaiczna czynność mogła nad wyraz przykuć uwagę arbitrów, którzy aby bronić swojej decyzji o czerwonej kartce uciekną się do iście pokerowych zagrywek. Wszystko jest możliwe, patrząc szczególnie na niekonsekwencję sędziów i ich ocenę sytuacji.
Ostatecznie GKS urywa punkty Motorowi, drużynie która zasłużyła na zwycięstwo w drugiej połowie, notabene tak jak Katowice w pierwszej. Oczywiście sporą kontrowersją jest samo drugie upomnienie kartką dla Feio i wyrzucenie go z boiska. Oprócz często nieudolnej pracy sędziowskiej, mecz w Lublinie był prawdziwą ucztą, dreszczowcem a także spacerkiem. Wszystko w jednym naraz. Doskonała reklama dla odradzającego się futbolu na Lubelszczyźnie i możliwe że jasny sygnał do zarządców Areny Lublin, aby udostępnić do sprzedaży pozostałe trybuny.
Michał Barański
Opublikuj komentarz