Cała Polska w cieniu Śląska! Legia rozgromiona we Wrocławiu!

W hitowym starciu 12 kolejki PKO BP Ekstraklasy Śląsk Wrocław pokonał aż 4:0 Legię Warszawa! Przy niemalże 40-tysięcznej publiczności na Tarczyński Arena, piłkarze gospodarzy zagrali swój najlepszy mecz w tym sezonie. Liczne kontrataki Wrocławian przełożyły się na aż cztery trafienia, a trzy z nich padły na przestrzeni zaledwie sześciu minut.

Grafika: Śląsk Wrocław/FB

Pierwszą szansę na gola miał po 9 minutach gry Yuri Ribeiro. Był niepilnowany przez obrońców zespołu Jacka Magiery, jednak nie skierował piłki w bramkę Leszczyńskiego. W 24 minucie Śląsk stanął przed niebywałą szansą na gola. Rafał Leszczyński posłał dobre długie podanie, Radovan Pankov nie obliczył dobrze toru lotu piłki, dzięki czemu Nahuel Leiva popędził na bramkę Tobiasza. Podał jeszcze do Piotra Samca-Talara, ale jego strzał był minimalnie niecelny. W międzyczasie dwukrotnie, w 22 i 25 minucie, Marc Gual chciał wymusić podyktowanie rzutu karnego, upadając po kontakcie z rywalami, jednak Piotr Lasyk był nieugięty. Drugi kwadrans spotkania to był czas licznych kontrataków ze strony gospodarzy, jednak nie przełożyły się na choćby jeden strzał celny. Na koniec połowy inicjatywę przejęła Legia. W 41 minucie Paweł Wszołek skutecznie odryblował obrońców Śląska, ale już jego strzał był niecelny. Z kolei w 45+3 minucie Marc Gual uderzył w poprzeczkę. Po dośrodkowaniu Rosołka oraz zgraniu Pekharta, hiszpański napastnik podbił sobie piłkę, a następnie z kilku metrów uderzył z woleja w górne obramowanie bramki za trybuną największych fanów Śląska.

Nie minęło nawet 30 sekund drugiej połowy, a już Śląsk wyszedł na prowadzenie. Przeszywające podanie do Petra Schwarza posłał Piotr Samiec-Talar, a czeski pomocnik pokonał Kacpra Tobiasza. Kolejne minuty upłynęły na spokojnym prowadzeniu gry przez gospodarzy. W 58 minucie Aleks Petkow postraszył bramkarza Legii, jednak piłka po jego strzale głową przeleciała obok bramki stołecznych. W 66 minucie mieliśmy 3-minutową przerwę w meczu z powodu zadymienia stadionu. Piłkarze Legii zgubili wtedy koncentrację, co wykorzystał Śląsk. W 71 minucie Piotr Samiec-Talar posłał cudowne podanie na dobieg do Erika Exposito, a ten w sytuacji sam na sam pokonał Tobiasza i wyprowadził Śląsk na dwubramkowe prowadzenie. Ten stan nie trwał zbyt długo, bo już po dwóch minutach Samiec-Talar trafił na pustą bramkę po asyście Nahuela Leivy. Przy obu trafieniach ważną rolę odegrał też Petr Schwarz, który rozpoczynał te kontrataki. Wydawało się, że Śląsk skupi się na utrzymaniu prowadzenia, lecz nic bardziej mylnego. W 77 minucie Exposito ponownie wybiegł na sytuację sam na sam z Kacprem Tobiaszem i ponownie trafił do siatki, a kibice zgromadzeni na wrocławskim stadionie oszaleli ze szczęścia. Warto zwrócić uwagę na to, że teoretycznie Hiszpan był na pozycji spalonej tzn. przed nim był tylko bramkarz w momencie podania. Jednak był wtedy na swojej połowie boiska, a tam reguła spalonego nie obowiązuje. Na koniec w 88 minucie Paweł Wszołek trafił do siatki po wrzutce Gila Diasa. Mimo to, zgodnie z przysłowiem że biednemu zawsze wiatr w oczy, sędzia nie uznał trafienia, ponieważ Dias w momencie podania był na spalonym. Mimo paru prób, ostatecznie Legia nie zdobyła honorowego trafienia, a Śląsk zwyciężył 4:0.

Wszyscy piłkarze Śląska zaliczyli bardzo dobre spotkanie, jednak szczególnie trzeba wyróżnić Piotra Samca-Talara. Po czterech spotkaniach rozpoczynanych na ławce rezerwowych w końcu dostał szansę w pierwszym składzie i zapewne utrzyma tam miejsce na dłużej. Był niezwykle przydatny przy rozegraniu piłki, co przełożyło się na dwie asysty, do których dołożył też bramkę. Po stronie gości warto pochwalić Macieja Rosołka, który dobrze podawał piłki do Guala czy Pekharta. Ci jednak nie byli w stanie ich wykorzystać, przez co Legia skończyła mecz bez gola. Fatalnie zaprezentowała się też cała formacja defensywna, która była zagubiona i nie radziła sobie z kryciem Erika Exposito i innych ofensywnych piłkarzy Śląska.

Fani Śląska Wrocław mogą z dumą mówić „Cała Polska w cieniu Śląska”. Po 12 spotkaniach mają na koncie 26 punktów i nawet jeżeli Raków Częstochowa w niedzielę wygra w Zabrzu, to i tak Śląsk będzie liderem na koniec kolejki. W dodatku najbliżsi rywale Wrocławian w tym sezonie dołują. Za tydzień Śląsk zagra z Ruchem na Stadionie Śląskim; będzie to pierwszy mecz Ruchu w Chorzowie od powrotu do Ekstraklasy. Z kolei 5 listopada podejmą u siebie ŁKS Łódź. Dla Legii to była czwarta porażka z rzędu, jednak najbliższe mecze mogą odwrócić tę serię. Czwartek podopieczni Kosty Runjaicia pojadą do Bośni i Hercegowiny na mecz ze Zrinjskim Mostar w Lidze Konferencji Europy. W przyszłą niedzielę podejmą u siebie Stal Mielec, a 2 listopada odwiedzą Tychy w ramach rozgrywek Pucharu Polski.

Opublikuj komentarz


projekt i realizacja: GRAFFY.PL