Co się dzieje z brytyjskim żużlem?

Wielką Brytania była kiedyś stolicą klubowego speedwaya. Tam powstały pierwsze ligowe rozgrywki (jeszcze w 1929 roku), tam ścigały się największe gwiazdy, każdy kto chciał rozwinąć swój talent, jeździł go tam szlifować. Teraz pałeczkę pierwszeństwa przejęła Polska. Żużel na Wyspach przeżywa zaś kryzys.

Źródło zdjęcia: screen z filmu z kanału @OfficialBritishSpeedway / YouTube

Powiedziałby ktoś, że taka kolej losu. Stare potęgi schodzą w cień, by dać miejsce nowym. Nie jest to jednak do końca prawda. Nie jest tak, że skoro mamy polską Ekstraligę i 1. Ligę czy szwedzką BAUHAUS-ligan, to brytyjska Premiership jest już mniej potrzebna. Nadal wyspy są królestwem krótkich, technicznych i wymagających torów. Jeśli masz talent, szybki motocykl, refleks na starcie, trochę doświadczenia to w Polsce sobie poradzisz. Jednak prawdziwe szlify, prawdziwego żużlowego kunsztu nabywa się na niełatwych angielskich owalach.

Najlepszym przykładem niech będzie mecz Peterborough Panthers – Ipswich Witches (48:42), w którym jadący swój debiutancki sezon w Premiership Artiom Łaguta zdobył zaledwie jeden punkt, podczas gdy jego kolega z zespołu, stary wyjadacz angielskich torów Chris Harris zainkasował trzynaście oczek z bonusem. Oczywiście w skali całego roku to Rosjanin z polskim paszportem prezentuje się lepiej, ale jednak na przestrzeni pojedynczych spotkań tego typu sensacje zdarzają się dużo częściej niż w Polsce.

Wartość brytyjskich owali zaczęli zresztą chyba dostrzegać i sami zawodnicy, gdyż tych ze światowej czołówki (tej węższej i tej szerszej) coraz więcej podpisuje kontrakty na Wyspach. Sajfutdinow, Doyle, Jack Holder, Fricke, Tarasienko, Bewley, Woffinden, Lambert… Zawodnikiem Peterborugh Panters był w tym sezonie Nicki Pedersen, ale ten zrezygnował ze startów w Anglii z powodów zdrowotnych.

Brytyjski speedway to również ogrom emocji. Kto nigdy nie oglądał choć paru wyścigów z Premiership i nie czuł jeszcze tej atmosfery, temu serdecznie polecam nadrobić to przy najbliższej okazji.

To wszystko to jednak tylko jedna strona medalu. Druga jest zdecydowanie mniej kolorowa. Lista brytyjskich klubów startujących w rozgrywkach ligowych nieustannie się kurczy. W poniedziałek przy okazji meczu przeciwko Sheffield Tigers włodarze Wolverhampton Wolves ogłosili w programie meczowym, iż klub nie przystąpi do przyszłorocznych rozgrywek. Umowa najmu stadionu nie została bowiem przedłużona.

Jest to jedna z najpoważniejszych plag brytyjskiego żużla. Wspominane już w tym artykule Peterborough Panthers też ma problemy z przedłużeniem kontraktu ze stadionem.

nną bolączką (nie tylko zresztą w Anglii) są oczywiście finanse. W Wielkiej Brytanii nie działa to tak jak w Polsce, że samorządy łożą grube pieniądze na utrzymanie klubu. Sponsorzy też nie zawsze walą drzwiami i oknami. Konkurencja na Wyspach jest duża. Każdy sport stara się o zainteresowanie kibiców i sponsorów.

Do tego dochodzi kwestia kibiców. Jak dwa lata temu w wywiadzie dla portalu Po-bandzie przyznał promotor Kings Lynn Stars, Peter Schroeck, na ich mecze średnio przychodzi około tysiąca, tysiąca dwustu osób. Ludzie mają wiele rozrywek to wyboru i niestety nie zawsze stawiają na speedway.

Trzeba mieć nadzieję, że, pomimo tych wszystkich problemów, z którymi zmaga się sport żużlowy na Wyspach liga brytyjska nie tylko przetrwa, ale znów stanie się potężną. Światowy speedway niewątpliwie by na tym zyskał, mało jest bowiem tak barwnych i wartych uwagi rozgrywek jak te na Wyspach.

Antonik

Opublikuj komentarz


projekt i realizacja: GRAFFY.PL