Grande finale. Zapowiedź finału Ligi Mistrzów.

Finał finałów, finisz europejskich pucharów, najważniejszy mecz całego sezonu, pojedynek gigantów, dwóch najpotężniejszych zespołów kończącej się kampanii 23/24. Jeden jest puchar i tylko jedna drużyna będzie mogła wygrawerować na nim swoją nazwę. Borussia czy Real? Co wydarzy się w finale?

Champions League media

BORUSSIA DORTMUND

Od początku mało kto na nich stawiał, z miejsca trafili do mogło się wydawać najcięższej grupy w Lidze Mistrzów, z PSG, mistrzem Francji zarządzanym przez katarskich szejków, Newcastle, klubem wykupionym niedawno przez Saudyjski Fundusz Inwestycyjny, a także AC Milanem, czyli jednym z mocniejszych zespołów włoskiej ligi. Na początku wyglądało na to, że rzeczywiście może być ciężko w tej grupie dla nich, gdyż po 2 kolejkach zajmowali ostatnie miejsce w grupie z zaledwie 1 punktem i bez strzelonej bramki, po tym, jak przegrali z PSG na wyjeździe 2:0, po czym zremisowali z AC Milanem na własnym stadionie 0:0. Jednak po tych dwóch meczach nagle coś się zmieniło i po kolejno 2 zwycięstwach z Newcastle, pokonaniu Milanu na San Siro zajmowali pierwsze miejsce w grupie z pewnym awansem do dalszej fazy. W ostatnim meczu zremisowali z PSG co pozwoliło im ostatecznie wyjść z 1 miejsca w grupie mimo nie najlepszego startu rozgrywek.

W losowaniu ⅛ finału, ze względu na wygranie grupy nie mieli żadnych niezwykle mocnych ekip do wylosowania, jednak i tak nie trafili najlepiej Ich rywalem była ekipa PSV, która do tamtego czasu prowadziła w holenderskiej Eredivisie nie przegrywając żadnego meczu w tych rozgrywkach. Jednak nie przeszkodziło to Borussi, która po remisie w Eindhoven, na własnym stadionie, na którym swoją drogą jest niepokonana w Europie od prawie 3 lat, pokonali Holendrów 2:0 i tym samym awansowali do ćwierćfinału.

W ćwierćfinale czekała na nich ekipa Diego Simeone, czyli Atletico Madryt. Pierwszy mecz na Civitas Metropolitano wygrali gospodarze z Madrytu, pokonując Dortmundczyków 2:1. Tak więc BVB, by awansować bez grania dogrywki potrzebowała zwycięstwa co najmniej 2 bramkami. Po pierwszej połowie meczu rewanżu, na tablicy widniał dokładnie taki wynik, tj. 2:0 dla ekipy Terzica, jednak tuż po rozpoczęciu drugiej połowy po nieszczęśliwym odbiciu się piłki Mats Hummels skierował ją do własnej bramki, czym napędził ekipę “Materacy”, która 15 minut później doprowadziła do remisu, który premiował ekipę z Madrytu awansem. Jednak drużyna z Niemiec się nie poddała i walczyła do końca, co poskutkowało strzeleniem kolejnych 2 bramek odpowiednio w 71 i 74 minucie meczu, i tym sposobem ustalili wynik końcowy, 4:2 dla gospodarzy, drużyna Terzica awansowała tym samym do półfinału, w którym nie grali od pamiętnego sezonu 2013, kiedy przegrali dopiero w finale z ligowym rywalem, czyli Bayernem Monachium.

Znaleźli się niezwykle blisko powtórzenia wyczynu z 2013 roku, w którym swoją drogą finał również rozgrywany był na Wembley w Londynie, a może nawet nie tyle powtórzenia, a poprawienia i sięgnięcia po raz drugi w historii po trofeum Ligi Mistrzów. Tym razem na ich drodze stanęło po raz kolejny PSG. Po starciach w grupie, kibice Paryżan mogli czuć się pewniej, biorąc pod uwagę również fakt że to na Parc des Princes w Paryżu rozegrany zostanie mecz rewanżowy. Piłkarze BVB jednakże w tym sezonie lubili być “czarnym koniem”. W pierwszym meczu pomimo wielu okazji z jednej i z drugiej strony to BVB zwyciężyła zaledwie 1:0, co wydawało się być wystarczające. Wszyscy eksperci byli zgodni, w Paryżu walec w postaci Mbappe i spółki przejedzie się po Borussi Dortmund i zakończy ich jakże udaną i niezwykłą przygodę. Ekipa prowadzona przez Edina Terzica znów jednak wzięła do siebie fakt bycia deprecjonowaną w tym starciu i po niesamowicie defensywnie rozegranym meczu również rewanż udało im się zwyciężyć i tym samym po raz pierwszy od 11 lat wejść do finału Ligi Mistrzów.

W ten sposób przeciętnie radząca sobie w lidze Borussia została jednym z dwóch niemieckich finalistów w tegorocznych europejskich rozgrywkach, drugim jest oczywiście Bayer Leverkusen, o którym jednak już można przeczytać u nas. Niestety w drugim półfinale w Lidze Mistrzów wielokrotny mistrz Niemiec, a także rywal z ostatniego finału Ligi Mistrzów, w którym grała BVB, czyli Bayern Monachium, odpadł w rywalizacji z najbardziej utytułowanym klubem w historii tych rozgrywek, czyli Realem Madryt.

Borussia Dortmund niewątpliwie po raz kolejny jest w roli tzw. „czarnego konia” i nie ma wielu, poza kibicami tego klubu, którzy wierzą w ich ostateczny triumf. Jednakże ekipa z Zagłębia Ruhry pokazywała już niejednokrotnie w tym sezonie, że taka rola im w żadnym wypadku nie przeszkadza.

Jeśli chodzi o piłkarzy, którzy zasłużyli na wyróżnienie, za to, jak sobie radzili w tegorocznej Lidze Mistrzów, to w przypadku BVB nie byłoby tego sukcesu zapewne, gdyby nie niesamowita forma Matsa Hummelsa, który w tym sezonie aż 3 krotnie zdobył nagrodę dla najlepszego piłkarza meczu w Lidze Mistrzów, w tym dwukrotnie tę nagrodę odebrał za mecz półfinałowy, najpierw za mecz na Signal Iduna Park, a następnie po strzeleniu jedynej bramki w tym meczu za mecz rewanżowy na Parc des Princes. Innym zawodnikiem, który prezentował się naprawdę dobrze, jest Gregor Kobel, który to mimo faktu, że został mu do rozegrania finał, jest już pewny zgarnięcia nagrody za najwięcej czystych kont w obecnym sezonie tych najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywek. Karim Adeyemi również prezentował się przyzwoicie, zdobył 2 bramki, w tym jedną w ostatnim meczu, która mogła dać zwycięstwo, lecz ostatecznie przyniosła remis. Najważniejszą jednak wydaje się, bramkę zdobył w tym sezonie Sebastien Haller, zawodnik, który od ponad roku boryka się z problemami związanymi z wykrytym u niego na początku zeszłego sezonu nowotworem, którego jednak szybko wyleczył. Mowa tu o bramce na 2:1 w przegranym meczu ćwierćfinałowym z Atletico Madryt. Dzięki tej bramce „Czarno-żółci” możliwe, że uniknęli dogrywki w tym dwumeczu.

Przewidywane składy obu ekip

REAL MADRYT

Królewscy.

Real Madryt, bez wątpienia najlepszy klub na świecie. Każdy zespół, który będzie miał okazję mierzyć się z drużyną z serca Hiszpanii, musi przyjąć to jako pewnik. Real w niemal każdym meczu jest faworytem. Wiąże się to również z nieprzeciętną presją nakładaną na piłkarzy. Presję ciężkiego herbu jaki noszą na piesi, herbu Realu Madryt. Los Blancos to dynastia, która w Europie panuje już od początku pierwszych rozgrywek dzisiejszej Champions League. Przez ten czas do gabloty powędrowało aż 14 pucharów. Żadna drużyna nie potrafiła chociaż zbliżyć się do takiego wyniku. Teraz przed Realem kolejny finał. Z zewnątrz, jeden z wielu. Ważny jednak jak pierwszy w historii. Żeby wygrać, musisz mieć gen zwycięstwa. Real Madryt ma całe DNA.

Droga do chwały.

Aby zagrać w finale, Real suchą stopą przebył fazę grupową i jak dotychczas pucharową. W dorobku Realu są same zwycięstwa i dwa remisy – z City i Bayernem. Po pewnym wygraniu grupy z kompletem punktów (Braga, Napoli, Union), przyszedł czas na finałową fazę rozgrywek.

Tam jako pierwsi rękawice rzucili gracze z Lipska. Real doświadczony o batalie z Lipskiem w zeszłym sezonie, wystąpił w Niemczech w lekko eksperymentalnym składzie. Ostateczny wynik, 0-1, był umiarkowanie satysfakcjonujący. Drobny bufor przed starciem na Bernabeu, na którym to Real bez większych problemów pieczętował awans wygrywając 2-1. (3-1)

Problemy miały zacząć się od ćwierćfinału. Real trafił w nim na przeciwnika, którego wolał uniknąć co najmniej do samego finału. Wylosowane City mogło powiedzieć to samo o Realu. Pierwszy mecz odbywał się w Hiszpanii. Po elektryzującym widowisku, wielu wpadkach i fenomenalnych golach, wynik ostateczny wynosił 3-3. Wszystko miało rozstrzygnąć się na Etihad. Wbrew typowaniu większości, Real postawił gospodarzom ciężkie warunki, narzucając swój styl gry. Odważna postawa zaskutkowała bramką, jednak Królewscy nie zdołali przepchać wyniku do szczęśliwego happy-endu, tracąc gola w samej końcówce. Dogrywka nie przyniosła bramek, na te ponownie trzeba było czekać do karnych. Po konkursie jedenastek i festiwalu świetnych obron Lunina, Real pokonał City, otrzymując przepustkę do półfinału. (4-4) [4-3]

W dwumeczu o finał czekał kolejny wsławiony niemiecki zespół – Bayern Monachium. Po niezłym spotkaniu na Allianz Arenie, Real przywiózł do Madrytu wynik 2-2. Magia Bernabeu miała zadecydować o awansie do wielkiego finału. Nieprawdopodobna końcówka, wspaniała remontada i hasło a por la 15 – „po 15-stkę”. Real odważnie podąża szlakiem po 15-sty puchar Ligi Mistrzów w historii. (3-2)

Real Madryt Twitter

Finał. Bestia z otwartą klatką

Real ma przed sobą krystalicznie jasny cel. Zwycięstwo. To tyle i aż tyle. Jak wiadomo, finały się nie gra, a wygrywa. Brzmi to jak filozofia Carlo Ancelottiego. Jak filozofia Realu Madryt. Finał to również tylko jeden mecz. Biorąc pod uwagę skomplikowanie wszystkich możliwych kataklizmów, które mogą spotkać obie drużyny, od kontuzji po czerwone kartki, trudno dojść do wniosku że mecz ten ma jedynego, zdecydowanego faworyta. Naturalnie jednak patrząc na obsadę personalną Los Blancos, to właśnie Madrytczycy wyglądają na papierze na drużynę przynajmniej jedną półkę lepszą.

Niepodważalnym faktem jest forma piłkarzy Realu. Vinicus i Bellingham prawdopodobnie rozstrzygną miedzi sobą kwestie przynależności Złotej Piłki. To oni również błyszczą najjaśniej wśród Królewskiego składu. Swoje cegiełki w postaci trafień dokładają również Rodrygo, podstawowy napastnik Realu, jak i super-zmiennik Joselu. Szeroka kadra pomocników uzupełniona o wartościowych zawodników na ławce to droga do sukcesu. Maestro Kroos, niezmordowany Fede Valverde i Eduardo Camavinga, który potrafi zrobić na boisku wszystko, łącznie z obroną rzutów karnych. Jedynym mankamentem jest obrona. Real dalej zbiera żniwo 3 zerwanych więzadeł w początkowej fazie sezonu. Militao ma problemy z powrotem do formy, dlatego w jego miejsce tuż obok niezawodnego generalissimusa Rudigera, spodziewamy się Nacho. Boki uzupełniają Mendy i Carvajal. Kwestia bramki wciąż nie jest jasna. Źródła spierają się czy w finale Carlo postawi na Lunina lub Courtoisa, o ile Włoch już podjął decyzję kto będzie ostatnią linią obrony Realu między słupkami.

Co wydarzy się w finale?

Nieprzewidywalna Borussia w tym sezonie już nie pierwszy raz utarła nosa zuchwałym bukmacherom. Pytanie jest jednal następujące: Czy magia underdoga może trwać wiecznie? Real zdaje się posiadać specjalny „eliksir” na wygrywanie finałów. Brutalna mentalność zwycięzców, miażdżąca przewaga w poziomie składów, diametralnie różne warunki przygotowania no i przede wszystkim – historia. Argumentów, które stoją twardo za Los Blancos jest tak wiele, że trudno je zliczyć. Borussia ma przewagę psychologiczną – mogą, ale nie muszą. Presja nie dotyka ich praktycznie wcale. Real Madryt to jednak Real Madryt. Czekamy na finał.

If you don’t kill Real Madrid, Real Madrid kills you – Xavi

Prawdopodobny skład Realu:

Grafika własna

Finał już w tę sobotę o 21:00. Borussia napisze nowy rozdział w swojej historii czy Real przebije kolejny sufit? Pewne jest jedno. W finale nie zabraknie emocji.

Opublikuj komentarz


projekt i realizacja: GRAFFY.PL