Huragan „Flick” w Madrycie
Po wczorajszej wygranej 4:0 w „Klasyku” Barcelona powiększyła przewagę w tabeli nad Realem Madryt do sześciu punktów. Los Blancos zagrali katastrofalnie, choć w pierwszej połowie nic na to nie zapowiadało. Flick może cieszyć się z maszyny, którą zbudował, a w Madrycie mają prawo niepokoić się grą swojej ulubionej drużyny.
Spalony goni spalonego
Pierwsza połowa El Clasico stała pod znakiem łapania na pozycji spalonej piłkarzy Realu, a w szczególności Kyliana Mbappé, który sam tylko został przyłapany na niej sześciokrotnie. Piłkarze z Madrytu mieli doskonałe okazje na napoczęcie obrony Barcelony, ale broń gości w postaci pułapki ofsajdowej skutecznie im to uniemożliwiała. Sam Mbappé cieszył się już nawet z gola w 30. minucie, ale nie na długo. Barcelona również miała okazję, ale nic z tego nie wyszło.
Druga część meczu to był jednak prawdziwa degrengolada w wykonaniu Blaugrany, którzy wbili gospodarzom aż cztery gole, choć okazji mieli, co niemiara. I to właśnie było najbardziej zadziwiające w tym meczu. Jak to się stało, że Real został aż tak bardzo stłamszony?
Obrońcy nie dojeżdżają
Nawet przed meczem mówiło się, że kluczowym aspektem po obu stronach będzie jak najbardziej szczelna defensywa. Więcej błędów w pierwszej połowie popełniali Katalończycy, ale po przerwie sytuacja się zmieniła. Lucas Vazquez nie radził sobie z Raphinhą, Ferland Mendy nie popisywał się w starciach z Yamalem, a duet stoperów pozwalał na przeszywające podania w kierunku Roberta Lewandowskiego. Środek pola po stronie Realu również nie funkcjonował prawidłowo, nawet pomimo zdjęcia z boiska Tchoumaniego i wprowadzenie na murawę Luki Modricia.
Fatalny Mbappé
Wygląda na to, że taryfa ulgowa dla Kyliana Mbappé dobiegła końca. Francuz po raz kolejny rozczarował, ale zdaje się, że ten sobotni mecz był jego najgorszym z dotychczasowych w barwach Realu. Pomijając już nawet spalone, na które Mbappé był notorycznie łapany, to atakujący z Madrytu nie popisywał się w starciach z bramkarzem Blaugrany. Francuz ani razu nie pokonał Peñi, choć okazje miał znakomite.
Odmienna rola Bellinghama
Początek poprzedniego sezonu w wykonaniu Jude’a Bellinghama był wręcz nie do opisania. Anglik był wyśmienity w każdym meczu, a na dodatek ładował gole za golem, często ratując Real. Po przyjściu Mbappé jego rola się jednak zmieniła. Reprezentant Anglii jest teraz pomocnikiem przypisanym do działań defensywnych, co ma odzwierciedlenie w statystykach. Nie strzelił dotychczas ani jednego gola, ale podkręcił statystykę skoków pressingowych. W meczu z Barceloną na dodatek harował jak wół na prawej flance, aby zabezpieczyć ją przed niezaradnością Lucasa Vazqueza. Kto wie, czy to właśnie brak Bellinghama w konstrukcji ataków nie przyczynia się do tak słabej gry Realu?
Carlo w tarapatach?
Jest już końcówka października, a na palcach jednej ręki można policzyć mecze, w których Real błyszczał i kontrolował przebieg spotkania. Wszystkie eksperymenty Carlo Ancelottiego nie wypaliły i można się zastanawiać, czy jego misja w Madrycie nie dobiega powoli końca. Sytuacja przypomina sezon 2014/15, kiedy trenerem Realu był właśnie Włoch. Udany poprzedni sezon, dobry start w kolejnym, ale im dalej w las, tym gorzej. Nie wydaje się jednak, że Florentino Perez zdecyduje się na zmiany, ponieważ nadzwyczajnie nie ma aktualnie w to miejsce, kogo wsadzić. Najpoważniejszym kandydatem jest Xabi Alonso, ale Hiszpan nie odejdzie w trakcie sezonu z Bayeru Leverkusen.
Flick zbudował potwora
Nie można też nie docenić Barcelony, która rozegrała fenomenalne spotkanie. Ta sytuacja dogłębnie pokazuje, jak ważny w futbolu jest dobry fachowiec. Flick wykrzesał ze swoich zawodników pełny potencjał, odblokował Lewandowskiego, ulepszył piłkarsko Raphinhę i sprawił, że drużynę ogląda się z wypiekami na twarzy. Wielka w tym zasługa świetnego niemieckiego szkoleniowca.
fot. Getty
Opublikuj komentarz