Kolejorz rozpoczyna sezon. Kibice będą w końcu zadowoleni?
Kibice ze stadionu przy ul. Bułgarskiej na pewno nadal pamiętają nieudany poprzedni sezon. Piąte miejsce i kompromitacja w ostatniej kolejce, przez którą Warta Poznań opuściła szeregi Ekstraklasy, było sytuacją nie do zniesienia. Zastąpienie Johna Van den Broma Mariuszem Rumakiem okazało się błędną decyzją, przez którą styl gry prezentowany przez piłkarzy nie był przyjemny dla oka. Teraz mają nadejść lepsze czasy pod wodzą Nielsa Frederiksena. Czy Kolejorza stać w tym sezonie na walkę o mistrzostwo Polski?
Odbudowanie zaufania kibiców
Sezon 2023/2024 drużyny z Poznania miał wyglądać inaczej. Początek był obiecujący, gdyż po pierwszych trzech meczach mieli na swoim koncie siedem punktów na dziewięć możliwych do zdobycia. Pierwszy kryzys nadszedł na przełomie sierpnia i września, gdy Kolejorz skompromitował się w kwalifikacjach do Ligi Konferencji, odpadając przeciwko Spartakowi Trnava. Piłkarze szybko się nie pozbierali po tej porażce. W kolejnym meczu znowu ulegli, tym razem Śląskowi Wrocław 3:1. Ostatecznie, w pierwszych 17 kolejkach wygrali dziewięć razy, pięciokrotnie remisowali i trzy razy musieli uznać wyższość rywala, zajmując przy tym czwarte miejsce w tabeli bez dużych strat do najlepszej trójki. W drugiej połowie sezonu bilans uległ znacznej zmianie na gorsze. Pięć zwycięstw, sześć remisów i sześć porażek – takim bilansem mogli się legitymować piłkarze z ul. Bułgarskiej. Kibice, widząc brak zaangażowania piłkarzy na boisku, postanowili odwdzięczyć się świetnym dopingiem w ostatniej kolejce. Fanatycy klubu z Poznania zorganizowali „plażing,” śpiewając przy tym piosenki kompletnie niezwiązane z klubem ani dyscypliną. To miał być sygnał dla zarządu, że czas na zmiany.
Choć klub może pochwalić się najwyższą średnią frekwencją na meczach, to jest to jedyny powód do małego zadowolenia. Zarząd mocno się przeliczył, zwalniając Johna Van den Broma, który o wiele lepiej poradziłby sobie w drugiej części sezonu niż Mariusz Rumak. Patrząc na wyniki pozostałych drużyn walczących o mistrzostwo Polski, nie było trudno podkręcić tempo, aby awansować na fotel lidera. Teraz oczekiwania wobec nowego trenera są takie, żeby w końcu zagościć na tym fotelu.
Nowy trener zbawicielem?
W dotychczasowej historii Lecha Poznań było siedmiu zagranicznych trenerów. Ilu faktycznie się sprawdziło? Trzech. Teraz możemy się zastanowić, do którego worka zostanie wrzucony Niels Frederiksen. Duńczyk ma przed sobą wiele trudnych zadań. Pierwsze to wykorzystanie potencjału piłkarzy. Dwa nazwiska, które mogą nasunąć się kibicom, to Ali Golizadeh i Afonso Sousa, którzy biegają za piłką, nie wiedzieć po co. Klub ściągnął ich za łącznie 3 miliony euro, więc oczekiwania są wysokie.
W poprzednim sezonie brakowało strzelonych bramek, ale jak miały być one strzelane, skoro cała jedenastka polegała tylko na Mikaelu Ishaku, który opuścił kilkanaście spotkań z powodu kontuzji. Może czasami dorzucili coś Velde czy Marchwiński, ale to nadal było za mało. Dlatego 53-latek musi wlać w zespół energię i pomysł na ofensywną grę. Oczywiście, nie można zapominać o defensywie, która ma skłonność do popełniania błędów, w tym strzelania samobójczych goli.
Patrząc na CV trenera, możemy zauważyć zdobyte mistrzostwo Danii. Oprócz tego jest jeden bardzo ważny aspekt, który wyróżnia Nielsa Frederiksenna. Jego przygoda w danym klubie czy reprezentacji nie kończyła się po połowie sezonu, jak to często bywa w polskich klubach. Średnio pracował w jednym środowisku przez 3-4 lata, co może być dobrym prognostykiem dla Lecha Poznań. Oczywiście, jeśli działacze klubu nie podejmą pochopnych decyzji, może spędzić tam podobną lub nawet dłuższą ilość czasu jak np. Nenad Bjelica.
Opublikuj komentarz