Kontrowersje wokół decyzji w sprawie Woffindena. Nowy kontekst.

Wczorajszego dnia wreszcie poznaliśmy decyzję Komisji Orzekającej Ligi w sprawie zajścia, jaki miało miejsce po meczu Unia Leszno – Sparta Wrocław, kiedy to kibic gospodarzy przedarłszy się do strefy bezpieczeństwa, świętował zwycięstwo swojej ekipy naprzeciw sektora gości, przy zerowej reakcji ochrony. Ochrona nie zareagowała, zrobił to jednak Tai Woffinden, który razem z pozostałymi zawodnikami gości przyszedł podziękować fanom z Wrocławia za doping. Zaszedł kibica od tyłu i obalił na betonowe płyty. Komisja Orzekająca Ligi długo zwlekała z wydaniem werdyktu, ale ostatecznie zdecydowała się zastosować wobec brytyjskiego żużlowca środek dyscyplinarny w postaci konieczności uiszczenie przez niego 40 000 zł na rzecz fundacji PZM. Unia Leszno otrzymała zaś karę 7 000 zł za brak właściwego zabezpieczenia imprezy.

Już kiedy informowałem o tym w poprzednim artykule, kary te wydawały mi się dziwnie małe. Środek dyscyplinarny, żeby zadziałał powinien być dotkliwy, a trudno powiedzieć, aby kwota, którą Tai Woffinden zarabia zdobywając cztery punkty (zgodnie ze Skarbem Kibica Przeglądu Sportowego jego wynagrodzenie wynosi 10 000 zł za punkt), specjalnie go zabolała. Potem jednak sięgnąłem do historii i wtedy dopiero wtedy w pełni pojąłem kuriozum całej sytuacji.

Foto: Русский: Сергей Афанасьев English: Afanasyev Sergey, CC BY-SA 3.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0>, via Wikimedia Commons

Brytyjczyk nie jest pierwszym (ani zapewne ostatnim) żużlowcem w historii polskich lig, którego trzeba było ukarać dyscyplinarnie. Zaledwie pięć lat temu obradowano nad innym żużlowcem – Oskarem Boberem. Oczywiście sytuacja zdawałoby się zgoła inna bo nie chodziło o rękoczyny a stawienie się na meczu pod wpływem alkoholu (alkomat wskazał 0,6 promila alkoholu we krwi). Obradował też kto inny. Jako, że sytuacja miała miejsce w 1. Lidze, to sprawą zajmował się nie KOL tylko Główna Komisja Sportu Żużlowego. Mimo to jednak warto spojrzeć na werdykt, który wtedy zapadł.

Bober jako że był pod wpływem alkoholu, gdyby wystartował w meczu, mógłby zrobić komuś krzywdę. Jednak wpadł przed meczem, nim zdążył usiąść na motocyklu. Mamy tu więc do czynienia jedynie z zamiarem. Zamiarem, który oczywiście należy potępić i przykładnie ukarać, ale jednak zamiarem.

Tymczasem Woffinden zaatakował kibica. Czyn został już popełniony. Woffinden faktycznie obalił człowieka na betonowe płyty i jedynie kwestią szczęścia pozostaje, że nie skończyło się to poważniejszymi obrażeniami u fana Unii Leszno. Aż, strach pomyśleć, co by było gdyby ten człowiek uderzył w nie głową.

Bober nie zdążył stworzyć zagrożenia dla kogokolwiek, a o Brytyjczyku niestety tego powiedzieć nie można.

Przejdźmy jednak do porównania kar nałożonych na obu zawodników. Oskar Bober zmuszony był zapłacić 50 000 zł, natomiast środek dyscyplinarny wobec Woffinden a wyniósł tylko 40 000 zł (a warto jeszcze pamiętać, że przez te 5 lat wartość złotówki znacząco zmalała). Dodatkowo w przypadku ówczesnego juniora Motoru mieliśmy do czynienia z miesiącem przymusowego rozbratu z żużlem oraz groźbą rocznej karencji w zawieszeniu na dwa lata. Wobec Brytyjczyka zaś takich środków nie zastosowano.

To jeszcze nie wszystko. Okolicznością łagodzącą, która zminimalizowała karę dla Bobera, było to, że zawodnik Motoru okazał skruchę. Nie przypominam sobie natomiast takowej postawy u Taia Woffindena. Co więcej o ile dobrze pamiętam, jego klub w oficjalnym oświadczeniu próbował uczynić z niego bohatera (sic!).

Nie przesądzam czy, kara dla Bobera oraz środek dyscyplinarny wobec Woffindena były odpowiednie. W obu przypadkach, i nie jest to bynajmniej okoliczność łagodząca, mieliśmy do czynienia z bezmyślnością. Jednak wypada zadać sobie pytanie: czy zawodnik, który podjął działanie mogące zagrażać życiu i zdrowiu innego człowieka, powinien być potraktowany łagodniej od tego, którego przed tym powstrzymano?

Antonik

Opublikuj komentarz


projekt i realizacja: GRAFFY.PL