KSM- zbawienie czy pocałunek śmierci?

Kalkulowana średnia meczowa już od wielu lat wywołuje skrajne emocje w żużlowym środowisku. Jedni twierdzą, że wprowadzenie jej do Ekstraligi wpłynie dobrze na rywalizację na polskich torach, zaś drudzy uważają, że to zabije ich ukochaną dyscyplinę. Kto ma rację? Odpowiedzią na to pytanie mogą być doświadczenia z przeszłości.

 

Na czym polega KSM?

Kalkulowaną średnią meczową wylicza się ze wzoru: średnia liczba punktów zawodnika na bieg (z bonusami) razy 4. KSM żużlowca awansującego do wyższej ligi dzieli się przez określony współczynnik, zaś omawiana statystyka wykręcona przez ridera schodzącego do ligi niższej mnoży się przez tę samą liczbę. Co sezon władze ligi ustalają maksymalną sumę KSM, która przypada na jedną drużynę. Do jej puli wlicza się sześć najwyższych średnich w zespole (włącznie ZZtką, jeśli jest ona stosowana).

 

Początki KSMu

W połowie lat 60. władze brytyjskiej federacji żużlowej zdecydowały się na innowacyjną zmianę. Było nią zastosowanie CMA (Calculated Match Average), które polegało właściwie na tym samym co KSM. Taki pomysł pojawił się już w 1950 roku, lecz został on wprowadzony w życie dopiero kilkanaście lat później. Wydaje się, że nowa zasada przyjęła się dobrze, ponieważ na stałe pozostała w łaskach działaczy z Wielkiej Brytanii. British League (od 1997 do 2017 Elite League) przez wiele lat pozostawała najlepszą żużlową ligą świata. To chyba podziałało na wyobraźnię Polskiego Związku Motorowego, który w 1999 roku postanowił zaimportować z Wysp Brytyjskich opisywaną ideę. KSM miał wyrównać poziom Ekstraligi i napędzić jej rozwój. Mimo szumnych zapowiedzi okazało się, że ten przepis ma wiele rażących wad.

 

Czy naprawdę warto pochylić się nad ponownym wprowadzeniem KSMu?

Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, że w sumie idea kalkulowanej średniej meczowej wcale nie jest taka zła. W końcu przetrwała w brytyjskim speedwayu aż do dzisiejszego dnia. Nie oznacza to jednak, że można ocenić jej obecność pozytywnie. Żużel na wyspach od początku XXI wieku stopniowo pikuje w dół. Poziom Premiership jest coraz niższy, a najbardziej utytułowani zawodnicy wolą się ścigać w Polsce i Szwecji (gdzie de facto również wprowadzono KSM). Dodatkowo z tamtejszej żużlowej mapy znikają kolejne kluby, co ma związek z ich kiepską sytuacją finansową. Nieco lepiej sytuacja ma się w przypadku szwedzkim, lecz Bauhaus-Ligan również nieco straciła na znaczeniu przez podobne przyczyny.

Początkowo KSM w Polsce obowiązywał tylko przez cztery sezony, do 2002 roku. Działacze postanowili przywrócić ten przepis w 2011 roku, lecz ponownie nie przetrwał on próby czasu. Jego kres przypadł na sezon 2013. Łatwo z tego wywnioskować, że nie przyjął się on najlepiej.

 

Jak KSM wpływa na rywalizację?

Przede wszystkim w tamtych czasach często dochodziło do sztucznego zbijania średnich biegowych zawodników i co za tym idzie ich KSMów. Żużlowcy celowo notowali słabsze wyniki w niektórych biegach, aby pozostać na kolejny sezon w swojej drużynie lub zasilić szeregi innej ekipy. Takie zabiegi na pewno niekorzystnie działały na atmosferę w drużynach i negatywnie odbijały się na poziomie meczów. Czasami kluby były wręcz zmuszone je stosować. Zdarzało się to przede wszystkim przez sytuacje, w których ich lider mógł odejść przez to, że… był za dobry.  W skrócie można powiedzieć, że sztuczne zbijanie KSMu było istnym kabaretem.

Nie inaczej wyglądała kwestia licytowania się o zawodników przeciętnej klasy. Żużlowcy z niskim KSMem często byli rozchwytywani na rynku transferowym i co za tym idzie, zazwyczaj rościli sobie pensje nieproporcjonalne do ich umiejętności. Obecnie jesteśmy świadkami podobnego cyrku w przypadku zawodników U24, więc wprowadzenie kalkulowanej średniej meczowej prawdopodobnie sprawiłoby, że większość klubów popadłaby w finansowe tarapaty.

Jak pisałem wcześniej, KSM miał doprowadzić do wyrównania poziomu ligi. Co prawda w czasach jego świetności nie mieliśmy do czynienia z dream teamami takimi jak Motor Lublin teraz, lecz nadal panował wyraźny podział na drużyny lepsze i słabsze. Beniaminkowie podobnie jak w ostatnich latach nie mieli łatwego życia. Wybrzeże Gdańsk w sezonie 2012 i Start Gniezno w kampanii 2013 pożegnały się z elitą po zaledwie roku startów w niej. Co prawda w erze KSMu byli również tacy beniaminkowie, którym udało się zachować ligowy byt, ale oni również nie mogli liczyć na kokosy i zazwyczaj byli skazani na dolną część tabeli.

 

Dlaczego KSM nie działa?

Przytoczone przeze mnie aspekty sprawiają, że KSM nie ma absolutnie żadnej racji bytu. Po co robić jeszcze większy cyrk w naszej lidze, skoro i tak mamy już w niej kuriozalny przepis o zawodniku U24? Przykład Jakuba Miśkowiaka pokazuje, że o zarobkach zawodnika potrafią decydować nie tylko jego umiejętności, ale i również jego wiek. Dlaczego więc wprowadzenie systemu napełniającego konta bankowe przeciętniaków po sam korek miałoby być dobrym pomysłem?

Z różnych stron słychać, że KSM pomógłby klubom w finansowej stabilizacji, co oczywiście jest bzdurą. Dzikie licytacje o żużlowców z niskimi średnimi biegowymi prawdopodobnie doprowadziłby do sytuacji, w której wiele ekip podzieliłoby los Stali Gorzów bądź Unii Tarnów.

Falubaz Zielona Góra udowodnił w tym roku, że beniaminek jest w stanie zorganizować skład gwarantujący utrzymanie bez żadnych sztucznych regulacji. Przypadki Ostrovii czy ROWu Rybnik z ostatnich lat bardziej świadczą o nieudolności prezesów niż o zabetonowaniu rynku transferowego.

Z kolei Motorowi Lublin dostaje się za to, że za szybko zbudował swoją potęgę między innymi przez brak KSMu. Jest to oczywiście kolejny bezsensowny argument.  W latach 2011-2013 ligę dwukrotnie wygrywał Falubaz, a w okresie 1999-2002 trzy razy triumfowała Polonia Bydgoszcz. Nie będę już nawet wspominać o celowym zaniżaniu biegowych średnich, bo to jest szczyt szeroko pojętego absurdu.

Podsumowując, KSM z całą pewnością byłby idealną puentą groteskowych czasów, które nastały w speedwayu. Wolałbym jednak, aby w tej wspaniałej dyscyplinie ostało się jeszcze trochę normalności. Stąd też moja nadzieja na to, że władze żużlowej centrali zachowają zdrowy rozsądek i nie wykonają kolejnego kroku prowadzącego do wymarcia skręcania w lewo.

1 comment

comments user
Maciej Wrzeszcz

Akurat teoria o powodach utrzymania i budowie składu przez Falubaz całkowicie nie trafiona.

Opublikuj komentarz


projekt i realizacja: GRAFFY.PL