Ligowe czwartki, czyli dokąd zmierzasz Ekstraligo?
Czytam w Internecie, że wraz z nowym kontraktem telewizyjnym od 2025 roku ma dojść do rewolucji w terminach meczów 2. Ekstraligi. Dotychczas oglądaliśmy ją w soboty i niedziele. Za rok soboty mają zastąpić czwartkowe terminy. To jednak nie wszystko. Pojawia się bowiem konflikt interesów z ligą brytyjską, która terminy czwartkowe ma zarezerwowane dla siebie. Jak rozwiązać ten problem? Jeśli wierzyć medialnym doniesieniom to Ekstraliga nie zamierza się cackać i może wprowadzić zakaz startów na drugim poziomie rozgrywkowym zawodników z kontraktami w lidze angielskiej.
Zmiana terminów rozgrywania spotkań drugiego poziomu rozgrywek sama w sobie jest już absurdalna. Komu to potrzebne? Na pewno nie kibicom, którzy chcieliby oglądać spotkania z perspektywy trybun. Przecież o wiele łatwiej zorganizować czas na wizytę na stadionie w trakcie weekendu. Kto by się tam jednak przejmował kibicami? Po co zapełniać trybuny (przecież wcale to nie jest tak, że najłatwiej pokochać żużel, gdy poczuje się tą atmosferę na stadionie…), skoro ludzie mogą siedzieć na kanapach przed telewizorem? Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Wypada tu serdecznie pozdrowić przedstawicieli szanownej telewizji, która wniosła do żużla wiele pieniędzy i pozytywnych standardów, ale wraz z nimi różnego rodzaju absurdy.
Próby usprawiedliwiania tych zmian są moim zdaniem śmieszne. Trzeba dokonać zmian, bo inaczej nie starczy czasu antenowego na wszystkie spotkania. A ktoś powiedział, że każdy mecz musi być w telewizji? Poza tym czemu Canal+ nie mógłby odsprzedać praw do transmisji części meczów innej stacji telewizyjnej? Zresztą może i nie byłoby takiej potrzeby. Starczyłoby zachować terminy sobotnie. Do tej pory to przecież funkcjonowało. Że czasem pokryje się to z terminami imprez międzynarodowych? Trudno. Gdyby brało w nich udział paru zawodników z którejś z drugo-ekstraligowych ekip, to ich spotkania przełożonoby na niedzielę lub inny termin. Nie wszystko musi być zaplanowane pół roku wcześniej i chodzić jak w zegarku. A w przypadku ubytku jednego zawodnika klub skorzystałby chociażby z zastępstwa zawodnika. Jaki problem? Żużel to sport, a sport to i czynniki losowe. Czasem kluby nie przystępują do meczu w najsilniejszym składzie. Takie życie po prostu.
Samą zmianę terminów można by jednak jeszcze jakoś przeboleć, ale kwestia konfliktu z ligą brytyjską i metody, jakimi miałby on zostać rozwiązany są już po prostu skandaliczne. Od razu przypomina się obrazek człowieka siedzącego na drzewie i piłującego konar, na którym siedzi. Róbmy tak dalej. Dobijajmy żużel za granicą. Rzucajmy kłody pod nogi innymi ligom, aż w końcu zostaniemy sami najbogatsi, najlepsi, jedyni… A wtedy ukisimy się we własnym sosie, a źródła zasilające rzekę speedway w nowych żużlowców wyschną na dobre… Róbmy tak dalej, bo kto bogatemu zabroni?
Zwykle nie należę do entuzjastów interwencji międzynarodowych organów, w tym jednak wypadku nie pozostaje jednak chyba nic innego jak iścić nadzieję, że FIM wyleje kubeł zimnej wody na głowy polskich działaczy. Skoro są jakieś zasady, ligi dzielą się terminami, to trzeba je po prostu respektować.
Opublikuj komentarz