Luton Town; kolejna historia na film. Londyńczycy pokonali Sunderland i zagrają w barażu o Premier League.

Spora część kibiców piłkarskich słyszała o serialu „Till I die” opisującym trudną miłość do Sunderlandu. Po awansie wywalczonym z Alexem Neilem, pod wodzą nowego menadżera Tonyego Mowbaya wydawało się, że dojdzie do cudu. Najpierw legendarny klub pokonał w barażu Wycombe i po kilku latach wydostał się z League One. Drużyna została odmłodzona, straciła doświadczonych piłkarzy i była skazywana na spadek. A jednak zajęła 6-te miejsce w pierwszym sezonie w „szóstej najlepszej lidze świata (pół żartem, pół serio określenie Championship”). Po ograniu Luton w pierwszym meczu wydawało się, że niemożliwe stanie się możliwe. Że znów zobaczymy w Premier League zespół, który przed 1939 rokiem 6 razy zdobył Mistrzostwo Anglii i zaliczany jest do klubów, które dominowały rozgrywki w czasach gdy Wielka Brytania była Imperium i nie poradziły sobie z powojenną rzeczywistością.

A jednak na przeszkodzie stanęło Luton, które jeszcze 9 lat temu było nieobecne w angielskim futbolu profesjonalnym. I od tej pory konsekwentnie stawiane jest jako wzór pracy u podstaw, mozolnej drogi na szczyty. I ta droga nie jest dokończona, stadion o którym słusznie wspomnieli komentatorzy ViaPlay, że może stać się miejscem „pielgrzymek” na mecze angielskiej Premier League z Polski (a to ze względu na łatwość połączenia i bliskość londyńskiego lotniska) wymaga gruntownej przebudowy. Jednak 9 tysięcy widzów stworzyło niezapomnianą atmosferę, tak jak stwarza na każdym meczu. I poniosło swój zespół do pokonania Sunderland

To był baraż między Sunderland czyli zespołem, który pod wodzą Mowbeya gra tak częstą dzisiaj w Anglii grę opartą na posiadaniu piłki, długim starannym wymienianiu podań, przeciwko Luton drużynie, która we wczorajszym barażu posiadała piłkę przez 37 procent, wymieniła o 1/3 mniej podań niż Sunderland, a jednak podopiecznych Mowbeya zdominowała. Choć za sprawą fascynacji wpływami Barcelony taka taktyka odchodzi w Anglii trochę „do lamusa”, rozciągnięcia gry do skrzydła, szybkie kreowanie przestrzeni w środku pola, chytre wrzutki w pole karne, przyniosły Londyńczykom znakomite efekty.

Przez pierwsze minuty spotkania Sunderland próbował zdominować środek pola. Widać było jednak, że mozolna wymiana podań działa mniej skutecznie niż dynamiczne przenoszenie gry pod bramkę przeciwnika ze strony Luton. Już w 10 minucie po zablokowaniu strzału kapitana Londyńczyków Lockyera bezpańską piłkę przejął Gabe Osho i skierował do bramki Pattersona. Stan dwumeczu (pierwszy meczy Sunderland wygrał 2:1) został wyrównany. Dalej drużyna z Północy próbowała kreować grę, ale gracze Luton byli „za szybcy, za wściekli”. Tak naprawdę to właśnie Patterson do spółki z obrońcami (wybijali futbolówkę z linii bramkowej) kilka razy uratowali skórę Sunderlandu. Gwiazda i idol kibiców Luton Adebayo do spółki z Lockyerem notorycznie nękali Pattersona, który spektakularnie odbił piłkę po strzale Morrisa, ale w 42 minucie po kolejnym strzale Lockyera golkeeper Sunderlandu był już bezradny.

A więc Luton schodziło na przerwę z prowadzeniem 2:0 i tak naprawdę w drugiej połowie, podczas gdy Sunderland ciągle miał miażdzącą przewagę w posiadaniu piłki, ciężko dopatrzyć się ze strony drużyny z Północy takiej piłki meczowej, która mogłaby odwrócić losy pojedynku, za to dynamicznie grające Luton raz po raz nękało bramkę Pattersona. Ostatecznie zatem londyński zespół zwyciężył 2:0 i jedzie na Wembley. Tam czekają Middlesbrough lub Coventry, oba kluby z bogatą przeszłością w Premier League, oba z ambicjami awansu, sam pamiętam czasy gdy „Boro” grali finał Ligi Europy, a jeszcze wcześniej w ich barwach błyszczał Brazylijczyk Juninho, chyba największy artysta futbolu przełomu wieków. Z Coventry pamiętam jakże solidnego szwedzkiego bramkarza Magnusa Hedmana, zagra więc kawał historii kontra „success story” Luton, oj będzie się działo na Wembley 27 Maja.

A już dziś na antenie Viaplay rewanżowe spotkanie Middlesbrough- Coventry (początek transmisji o 20:55). Pozostaje tylko zachęcić widza do śledzenia „szóstej najlepszej Ligi Świata” (nie licząc oczywiście PKO BP Ekstraklasy)

Łukasz Kołtuniak

Źródło zdjęcia: Luton Town Fb

Opublikuj komentarz


projekt i realizacja: GRAFFY.PL