„My jesteśmy Motor United”. Wspaniałe widowisko w Lublinie.
Kto nie był, niech żałuje. Mecz Motoru ze Stalą, fantastyczna wizytówka dla lubelskiej piłki, która ostatnio wraca w łaski kibiców.
Stal Rzeszów przyjeżdżając do Lublina postawiła sobie jasny cel. Sprawić niespodziankę. Trzeba oddać podopiecznym Marka Zuba, prawie się udało. Prawie czyni jednak różnicę. Rzeczywiście, „szczęście było tak bardzo blisko” ale finalnie wybrało piłkarzy Motoru i zaasekurowało piłkę do bramki w ostatniej akcji meczu.
Spotkanie tuż po rozpoczęciu było jednostronną arią Motoru. Głównymi chórzystami? Tercet w ataku z solowymi partiami Bartosza Wolskiego. Gospodarze zagrali jak jednogłośna orkiestra, a najgłośniejszy akcent wybrzmiał w 16 minucie, gdy po książkowej, koronkowej akcji Motorowcy skierowali piłkę do siatki. Na pustą bramkę po wcześniejszym pognębieniu linii defensywnej, strzelił Bartosz Wolski. Było to dla niego wyjątkowe trafienie, bowiem strzelił drużynie dla której jeszcze trzy miesiące temu strzelał bramki. Szampańskie nastroje na Arenie popsuł Manuel Ponce. Zrobił to nie inaczej jak na życzenie graczy Motoru, którzy po chaotycznym ataku stracili piłkę w środku pola. Stal zwęszyła okazję na ukąszenie rywala i z zimną krwią wyrównała stan meczu. Do przerwy Motor miał kilka fantastycznych okazji, jednak nic nie przekuł na gola.
W drugiej połowie cały czar prysł. Atak zdawał się być coraz bardziej bezzębny, a obrona sprawiała prezenty rywalom jakby to był okres bożonarodzeniowy. Motor zdołał przetrwać trudny moment, a determinacja została odpłacona uczciwe – bramką dającą prowadzenie. Po zamieszaniu w polu karnym do bezpańskiej piłki dopadł Piotr Ceglarz i uderzając zza pola nie dał szans bramkarzowi. Mecz mógłby się już wtedy zakończyć, bo zawodnicy gospodarzy uznali wynik za zamknięty. Niesłusznie. W 76 minucie genialną próbą z 20 metrów popisał się Krzysztof Danielewicz. Roztargnienie żółto-biało-niebieskich w defensywie i strata drugiej bramki. Zimny prysznic prosto na głowę. Trzeba się było jednak obudzić. Może nie tym razem? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na podział punktów. Motor dalej wierzył, a wiara czyni cuda. Rzut wolny spod bocznej linii, długa piłka, chaos i zamieszanie, do futbolówki dopada Michał Król i wprawia cały stadion w dziki szał. „My jesteśmy Motor United” kwituje na konferencji Goncalo Feio. Więź kibiców z zawodnikami i trenerem jest unikatowa. Motor wygrywa w ostatnich sekundach, w akcji meczowej, pieczętując awans na pozycję wicelidera 1 ligi, z dorobkiem równym liderowi. Ta drużyna jest niezniszczalna.
Michał Barański
Opublikuj komentarz