Odry Wodzisław życie po życiu, czyli nadzieja umiera na końcu
Niemal każdy kibic piłkarski w Polsce zna przyśpiewkę „nawet Pan Zdzisław ….Odrę Wodzisław”. Wodzisławski zespół opuścił Ekstraklasę w 2010 roku. Od tej pory zaczęła się tułaczka po niższych ligach. Czy jest nadzieja na odbudowę klubu, który 14 lat występował w Ekstraklasie?
Gdy w 1996 roku Odra awansowała do Ekstraklasy istniała silna więź między śląskim zespołem a Rakowem Częstochowa. Kibice obu drużyn wspierali się wzajemnie podczas meczów. „Odra i Raków to duma wszystkich Polaków” niosło się po stadionach ówczesnej Ekstraklasy. Potem oba kluby de facto popadły w niebyt. Odra o wiele później, bo po tym jak częstochowski klub opuścił Ekstraklasę w 1998 roku, Odra grała w niej kolejnych 12 lat.
Myślę że dzisiejszy kibic Ekstraklasy zbyt często pamięta Pana Zdzisława, orkiestrę górniczą i lożę szyderców. Jako osoba, która ze swoim dziadkiem pierwszy raz była na meczu Odry w 1994 roku, pamiętam przynajmniej trzy zwycięstwa nad Wisłą Kasperczaka, pokonanie Legii 2:1 po meczu ze statystyką strzałów 26:8 na naszą korzyść, finał Pucharu Ekstraklasy i Mistrzostwo Jesieni. To były inne czasy, ale przy całej antypatii jaką Odra budziła w futbolowej Polsce, żaden z późniejszych klubów rewelacji z małych miast w rodzaju Termalici nie miał takich osiągnięć. W roku 2002 po 23 kolejkach wydawało się, że mamy szansę zostać Mistrzem Polski, a kibice zastanawiali się czy kameralny stadion ma szansę spełnić wymogi meczu z Barceloną z legendarnym Ronaldo. Stadion też zresztą obrósł legendą bo nie wytrzymał próby czasu. Ale był owocem końcówki lat 90-tych, innych standardów, gdy nie budowało się jeszcze „Aren”, tylko cieszyło z krzesełek, które zastąpiły pozostałości po tym co w czasach Gierka nazywano „ławkami”. Były czasy, że tego stadionu zazdrościła nam cała Polska. I były to czasy gdy delegacja UEFFA nazywała dyrektora jednego z ekstraklasowych stadionów „Panem Kustoszem”. A na kameralnym wodzisławskim stadionie kadra trenera Piechniczka grała przeciwko Zjednoczonym Emiratom Arabskim. Mecze rozgrywała u nas również polska młodziezówka.
Odra podobnie jak kilka klubów nie wytrzymał postępu transformacji i próby czasu. Region wolno wychodził z zapaści końca komunizmu, tymczasem Polska coraz bardziej szła do przodu. Ostatni znakomity sezon to sezon 2002/2003 może gdyby nie zadyszka końca rozgrywek i brak awansu do pucharów losy klubu potoczyłyby się trochę inaczej? Graliśmy w Ekstraklasie jeszcze 7 lat. Pokonaliśmy Wisłę i Legię i to nie raz. Stadion nie był remontowany, pojawiły się anegdodyczne sytuacje. Nie nazwałbym wodzisławskich kibiców „kibicami sukcesu” ale w czasach gdy liczba porażek w domowych meczach wahała się około wskaźnika 50%, frekwencja spadła ze średniej 3-6 tys, do 1,5-3. Choć na Wisłę i Legię stadion dalej się zapełniał, niektóre mecze miały naprawdę fajną oprawę ze strony kibiców. Ale pojawiło się zniecierpliwienie, pewnie także ze strony coraz bardziej wymagającego Canal Plus, Ekstraklasa stała się produktem, weszły agencje marketingowe, a Odra jako produkt sprzedawała się fatalnie, kolega ze studiów zadzwonił do mnie żeby podzielić się „newsem” że Legia właśnie pokonała Molde w Eliminacjach LM, a po stadionie niesie się „nawet Pan Zdzisław”
I wtedy Odra postanowiła zagrać Va Banque, zagrać o najwyższą stawkę. Niestety jedyny inwestor jaki się pojawił, inwestor z Czech obiecywał walkę o najwyższe cele, wydawało się, że to już nie jest czas cudacznych efemerycznych tworów, pseudobiznesmenów w rodzaju Tygodnik Miliarder Pniewy. Wtedy jeszcze wobec klubu nie używało się pojęcia „projekt”, korporacyjny język nie opanował języka futbolu, ale biznes stawał się coraz poważniejszy. Niestety Czesi nie spełnili żadnej z obietnic, było „ch…ale stabilnie”, łódź została rozkołysana i niestety nie było już nawet stabilnie. Jeszcze b była próba zagrania wiosną va banque, jeszcze była próba ratowania klubu, ale ta próba zakończyła się katastrofą. Doskonale znany dziś kibicom trener Marcin Brosz, wschodząca gwiazda Ekstraklasy, dostał zespół pod koniec rundy jesiennej, Odra delikatnie powiedziawszy zaszalała na rynku transferowym ; Onyszko, Cantoro, Kolendowicz, Brasilia.. te nazwiska robiły wrażenia, ale jakość piłkarska choć nie była taka zła, choć było pokonanie Legii na wyjeżdzie, nie wystarczyła do uratowania Ekstraklasy.
Nastąpiło „13 chudych lat”. Momentów nadziej i kompletnego upadku. Momentami osiągaliśmy dno większe Raków w najgorszych czasach. Momentami świtała nadzieja. Dzisiaj gdy niegdyś „bratni Raków” jest o krok od Ligi Mistrzów, choć 8 lat temu był w tym samym miejscu, wybrałem się na mecz 4 Ligi z LKS Twórków. Odra jeszcze „liże rany” po spadku do 4 Ligi, po kuriozalnych i niestety korupcjogennych wydarzeniach początku ubiegłego sezonu, gdy młody zespół pod wodzą trenera Haudera nie był już w stanie uratować sytuacji po fatalnym starcie i ogromnych stratach wizerunkowych po tym jak klub był jednym z niesławnych bohaterów reportażu Mateusza Migi o korupcji w 3 Lidze. Dzisiaj znowy tli się jakaś nadzieja. Jest nowy trener Michał Czyż, są doświadczeni piłkarze jak Mateusz Słodowy czy Paweł Polak. Dzisiejszy mecz był całkiem niezłym, choć bezbramkowym widowiskiem. Martwi fatalna skuteczność, plaga Odry w meczach u siebie, plaga ciągnąca się od wspaniałej prehistorii czyli meczów Ekstraklasy.
Orwell napisał „jeśli jest jakaś nadzieja, nadzieja tkwi w prolach”. W czym tkwi nadzieja dla Odry Wodzisław. Na chwilę obecną Weszło pisało jakiś czas temu ” Za Odrą Wodzisław w Ekstraklasie nie tęskni nawet Pan Zdzisław”. No bo Odra nie była „projektem”, nie miała długotermoninowego planu rozwoju, a do wartości klubu należało między innymi „pozostanie w Ekstraklasie na kolejny sezon”. Ale czy nie może stać się choćby nową Puszczą Niepołomice? Ten klub na swoje legendy jak legendarny Jasiu Woś, czy Ś.P „Rocky ; Piotr Rocki. Zanim awansowała przez lata była solidnym klubem zaplecza Ekstraklasy. Szanse na awans miała już pod koniec lat 80-tych. Mógłbym o ludziach zarządzających w przeszłości wodzisławskim klubem powiedzieć dużo złego. Ale ten klub zasługuje jednak na więcej niż 4 Ligę, nawet jeśli fatalnie opakowaną medialnie jest częścią historii polskiej piłki.
A gdzie istnieje nadzieja? Podzielę się może osobistą historią, ojciec mojej koleżanki ze studiów około 2013 roku, był jedną z osób, które pozostały z Rakowem w najtrudniejszych chwilach. Dziś już tylko anegdotą jest, że jak mawiał klasyk polskiej filozofii polityki w „Rakowie nie było niczego”. Jednak był z Rakowem w najtrudniejszych chwilach. Niby na każdym stadionie klubu gdzie kiedyś została napisana piękna historia śpiewa się „nadejdzie wiosna i skończą się złe czasy…powróci w szeregi Ekstraklasy”. Marzenie każdego kibica, może kiedyś stanie się faktem. A odnośnie Rakowa „bójcie się…do Ligi Mistrzów wbijamy”?. To by dopiero była piękna historia, i jestem bardzo bliski przekonania że stanie się rzeczywistością.
Łukasz Kołtuniak
Opublikuj komentarz