One men show. Polscy sędziowie a Motor Lublin.

Elektryzujące spotkanie, jednak bez upragnionego happy-endu. Tak mecz ze Zniczem Pruszków mógłby podsumować Motor Lublin. Sporo bramek, wiele kontrowersji i jeszcze więcej emocji. Kto by się spodziewał, że tak niepozorny mecz rozgrzeje wszystkich do czerwoności!

W dzisiejsze zawody o niebo lepiej weszli goście z Pruszkowa. Na prowadzenie swoją ekipę w 12. minucie wyprowadził Radosław Majewski. 37-latek sprytnie zamarkował dośrodkowanie, tak naprawdę uderzając na bramkę. Motor miał problemy z konstruowaniem okazji. Przestoje w ataku zemściły się kolejną stratą bramki. Błąd w obronie, Krystian Tabara staje oko w oko z Rosą, a piłka nieszczęśliwie przelatuje między nogami lubelskiego golkipera. Było 2-0. Mini nokaut w niespełna pół godziny. Kibice wciąż chcieli i wierzyli, że zwycięstwo jest w zasięgu ręki. W rzeczy samej tak było, ale zabrakło detali.

Motor ruszył do odrabiania strat. Sukcesywne naloty na bramkę Znicza przyniosły efekt gdy jeden z zawodników przyjezdnych zagrał piłkę ręką w polu karnym. Sędzia, święcie przekonany o poprawności swojej decyzji, początkowo puścił grę uznając że zawodnik z Pruszkowa nie złamał przepisów. Chwilę później wstrzymał grę i po wielokrotnym sprawdzaniu tego co zaszło w polu karnym żółto-czerwonych, pokazał na wapno. Do „11-stki” podszedł najskuteczniejszy z Motorowców, Piotr Ceglarz. Pomocnik zapakował piłkę w lewy górny róg i zapewnił Motorowi kontakt.

Motor Lublin – Twitter

Druga połowa zaczęła się dynamicznie. Wszystko dzięki zmianom jakie w przerwie przeprowadził trener Stolarski. Na boisku zameldowali się Rafał Król i Filip Luberecki. Napór skończył się nawet bramką, ale ta została cofnięta, ponieważ zespół sędziowski dopatrzył się spalonego. Mimo wszystko to Znicz miał szansę na powiększenie prowadzenia. W 56. minucie karnego zmarnował wcześniejszy strzelec, Majewski. Jego próbę skutecznie zatrzymał Rosa. Sędzia jednak podyktował rzut karny raz jeszcze, chwilę później wycofał się ze swojej decyzji i czekał na sygnał z var. Po sprawdzeniu, stwierdził że jeden z graczy Znicza był na pozycji spalonej.

Chaos wywołany pracą sędziego nie wytrącił Motoru z równowagi. 59. minuta, wypad pod pole karne, dośrodkowanie na dalszy słupek i piłkę do siatki pakuje Scalet. Pruszków nie składał jednak broni i mimo dominacji Motoru doszedł do głosu w 75. minucie. Nieporozumienie w obronie gospodarzy samodzielnie wykorzystał Daniel Stanclik. Motor potrzebował sygnału do zrywu. Po 2 miesiącach przerwy na boisko wrócił Mbaye Jacques Ndiaye.

Wejście zaliczył iście spektakularne. Niespełna 4 minuty po pojawieniu się na murawie, Senegalczyk zdobył debiutancką bramkę. Jego trafienie było niebywałej urody, z okolicy środka boiska. Wspaniały lob nad bramkarzem i ważny gol wyrównujący stan meczu. Motor był cały czas w transie i atakował raz za razem. W końcu z piłką w polu karnym znalazł się Wójcik. Starał się przejść obrońcę Znicza, ale przy próbie zwodu upadł zahaczony przez zawodnika gości tuż od bramki. Sędzia po raz 3 w tym meczu zarządził rzut karny. Nie obyło się również bez varu, który miał obiekcje co do zasadności decyzji sędziego. Po sprawdzeniu varu arbiter cofnął swoją decyzję i ukarał Filipa Wójcika żółtą kartką za symulowanie. Od tamtego momentu Motor absolutnie dominował Znicz. Jak twierdzi tablica wyników – bez zdobyczy bramkowej.

Spotkanie dwóch beniaminków zakończyło się remisem. W cieniu kontrowersji, Motor wypuścił z rąk kolejne ważne punkty, i nieznacznie oddalił się od strefy barażowej. Mecz, który miał być spacerkiem, okazał się wycieńczającym sprintem, w którym dwóch biegaczy przekroczyło linię mety w tym samym czasie. Wciąż nie cichną jednak echa na temat pracy zespołu sędziowskiego, szczególnie głównego arbitra, Paszkiewicza. Sędzia podjął kilka niezrozumiałych decyzji i nie miał praktycznie żadnego panowania nad meczem. Starał się być samodzielnie gwiazdą widowiska i wychodzić na pierwszy plan. Wydaje się to tym bardziej absurdalne, że sędziemu Paszkiewiczowi nie przypadł do sędziowania półfinał Ligi Mistrzów, a zwykły mecz 1 ligi. Jeśli wypada oceniać jego pracę, wyraźnie oprócz fizycznego podobieństwa rzuca się w oczy inspiracja w stylu sędziowaniu pewnym cenionym polskim arbitrem. To co prezentował dzisiaj Paszkiewicz, wyglądało jednak bardziej jak parodia pracy Marciniaka. Z Fortuna 1 ligi do finału Ligi Mistrzów prawdopodobnie nie jest tak daleko, z tego też powodu mamy nadzieję, że Paszkiewicz nie poddaje się i dalej walczy o marzenia.

Kornel Paszkiewicz vel Szymon Marciniak

Fakty są jasne. Motor nadal znajduje się na 7 pozycji. Jeśli w trwającej kolejce swój mecz wygra Górnik Łęczna, żółto-biało-niebiescy spadną na miejsce 8. Jeszcze nic nie jest przesądzone, a baraże wciąż na wyciągnięcie ręki. Dopóki piłka w grze…

Opublikuj komentarz


projekt i realizacja: GRAFFY.PL