Jeden pozytyw i masa wątpliwości. Podsumowanie sezonu letniego w wykonaniu polskich skoczków

Forma polskich skoczków na miesiąc przed rozpoczęciem nowego sezonu PŚ nie napawa optymizmem // foto: sportwobiektywie.pl/Joanna Malinowska

Do rozpoczęcia nowego sezonu Pucharu Świata pozostaje już tylko nieco ponad miesiąc. Jest to więc idealna okazja, by przyjrzeć się formie naszych etatowych kadrowiczów w zakończonym niedawno sezonie letnim. Niestety, poza Pawłem Wąskiem, któremu udało się zwyciężyć w całym Letnim Grand Prix, polscy kibice nie mają zbyt wielu powodów do optymizmu.   

Paweł Wąsek

Polak zaczął to lato słabo, bo od dyskwalifikacji w pierwszym konkursie w Courchevel. Dzień później obeszło się już bez podobnych nieprzyjemności, jednak 24. miejsce także nie zachwycało. W Wiśle było już widać, że forma Wąska zwyżkuje. W sobotę był 13., po to, by nazajutrz po raz pierwszy wskoczyć do najlepszej dziesiątki, plasując się na 7. pozycji. Polak potwierdził rosnącą dyspozycję w Rasnovie. Skrzętnie wykorzystał nieobecność większości światowej czołówki w Rumunii, odnosząc dwa zwycięstwa. Te, jak się później okazało, były kluczowe dla końcowego kształtu klasyfikacji generalnej. Tydzień później skoczkowie przenieśli się do Hinzenbach, a tam Wąsek zebrał kolejne ważne punkty za sprawą 16. i 5. miejsca. Swoje występy zwieńczył 25. miejscem w Klingenthal. Mimo że nie był to udany występ, wystarczył on do utrzymania przewagi nad rywalami i zwycięstwa w całym letnim cyklu.

Mistrzostwa Polski potwierdziły, że Paweł jest obecnie naszym najmocniejszym punktem, jeśli chodzi o ewentualną kadrę na zawody Pucharu Świata. Co prawda indywidualnie przegrał on z mającym swój dzień konia Klemensem Joniakiem, ale w niedzielnym konkursie drużynowym osiągnął najwyższą notę spośród wszystkich zawodników. Słaba forma starszyzny nakazuje sądzić, że to właśnie na Wąsku może spoczywać odpowiedzialność za wyniki naszej kadry w początkowej fazie sezonu. 

Aleksander Zniszczoł

Przez większość kariery Cieszynianin pełnił rolę zapchajdziury przerzucanej pomiędzy pierwszą i drugą ligą. Zeszła zima była jednak przełomowa. Do konkursu noworocznego nie udało mu się zapunktować ani razu, ale później coś przeskoczyło. Olek zaczął coraz śmielej przebijać się do czołówki, aż w końcu dopiął swego, stając na podium konkursu w Lahti. Wyczyn ten powtórzył jeszcze podczas finału sezonu w Planicy. W takim wypadku nie ma co się dziwić, że Zniszczoł, obok Pawła Wąska, wyrósł na główną nadzieję na wypełnienie luki pokoleniowej pomiędzy starzejącymi się Stochem, Żyłą i Kubackim a zawodnikami, którzy dopiero wchodzą w wiek seniorski.

Wyniki Olka w Letnim Grand Prix nie napawają jednak optymizmem. O ile w Wiśle udawało mu się jeszcze wskoczyć do dziesiątki, tak na przełomie września i października z jego skokami zaczęło się dziać coś dziwnego. Polak wybijał się niemalże z buli, przez co miewał problemy z uzyskaniem dobrej wysokości nad zeskokiem. Dało mu to dopiero 42. miejsce w konkursie w Klingenthal. Rozegrane w ten weekend Letnie Mistrzostwa Polski niestety nie przyniosły poprawy. 30-latek zajął w nich dopiero 9. miejsce, przegrywając chociażby z Tomaszem Pilchem czy Tymoteuszem Amilkiewiczem. Na ten moment trudno więc oczekiwać od Zniszczoła formy nawiązującej do tej, którą zachwycał nas w drugiej połowie minionego sezonu.  

Kamil Stoch

W przypadku Kamila to lato także musimy zaliczyć do nieudanych. I to nawet nie ze względu na wyniki sportowe, bo trzykrotny mistrz olimpijski nie miał zbyt wielu okazji do zmierzenia się ze światową czołówką.

Rozpoczęło się od pozytywnego akcentu. PZN przystał na prośbę samego Stocha, dając mu możliwość przygotowywania się do sezonu pod kierownictwem własnego sztabu szkoleniowego z Michalem Doležalem na czele. W zawodach Letniego Grand Prix Kamil wystartował tylko raz, 14 września w Wiśle, gdzie zajął 16. miejsce. Stwierdził wówczas, że były to jego najgorsze skoki w trakcie tego lata. Okazji do poprawy nie było, bo w niedzielnym konkursie trener Thomas Thurnbichler postawił na najlepszą czwórkę z soboty, czyli Wąska, Zniszczoła, Kubackiego i Wolnego.

Jak się później okazało, na tym zakończyły się letnie starty „Rakiety z Zębu”. 21 września, podczas jednego z treningów na Wielkiej Krokwi, 37-latek przeskoczył skocznię, po czym poczuł mocny ból w kolanie. Późniejsze badania wykazały niewielkie pęknięcie w wewnętrznym więzadle bocznym prawego kolana. Pomimo pomyślnie przebiegającej rehabilitacji, Stoch nie zjawił się na starcie także podczas Letnich Mistrzostw Polski. Jego forma w początkowej fazie sezonu zimowego pozostaje więc wielką niewiadomą. Patrząc jednak na to, jak prezentował się na skoczni przez ostatnie miesiące, ciężko liczyć na to, że nagle stanie się game changerem. 

Piotr Żyła

Problemy zdrowotne nie opuszczały także drugiego z naszych weteranów. Na początku sierpnia, na kilka dni przed inauguracją Letniego Grand Prix, PZN ogłosił, że Żyła będzie musiał udać się na wymuszoną przerwę od skoków. Piotrkowi odnowił się dawny uraz łąkotki, czego pokłosiem była konieczność poddania się operacji artroskopii.

Wymuszona przerwa potrwała do 24 września. Tego dnia 37-latek pochwalił się zdjęciami spod obiektu w Szczyrku, gdzie miał oddać pierwsze próby po powrocie na skocznię. W LGP już jednak nie wystartował. Jedyne skoki konkursowe tego lata oddał podczas krajowego czempionatu, który zakończył na 6. pozycji. Niepełny okres przygotowawczy, w połączeniu ze słabymi wynikami na Średniej Krokwi, poddają w wątpliwość sens powoływania „Wiewióra” na początkowe konkursy Pucharu Świata.

Dawid Kubacki

Dużo więcej okazji do startów na arenie międzynarodowej miał trzeci z naszej żelaznej trójki, Dawid Kubacki. W dwóch pierwszych weekendach Letniego Grand Prix Polak plasował się na granicy pierwszej i drugiej dziesiątki. Zmagania w Hinzenbach dawały promyk nadziei na zwyżkę formy. Niewielki obiekt K90 wyraźnie służył Dawidowi. W niedzielę nasz zawodnik wygrał nawet poprzedzającą zawody serię próbną. W samych konkursach tak świetnie już nie było, ale 9. i 6. miejsce przy dużo bardziej okazałej stawce, można było odebrać jako pozytyw. Nastroje zmieniły się jednak po finałowych zawodach w Klingenthal. Dawid skakał tam znacznie poniżej oczekiwań. W większości prób balansował na granicy najlepszej trzydziestki. Swoje letnie występy zamknął brązowym medalem mistrzostw Polski. Ponad 20-punktowa strata do osiągającego przeciętne wyniki w Pucharze Kontynentalnym Klemensa Joniaka wygląda jednak alarmująco.

Technika 34-latka wciąż pozostawia wiele do życzenia. Jego pozycja w locie przypomina bardziej czasy kadencji Łukasza Kruczka, aniżeli życiowy sezon 2022/2023. Wszystko wskazuje więc na to, że Dawid, przynajmniej w początkowej fazie zimy, może mieć problemy z nawiązaniem do swoich najlepszych skoków.

PODSUMOWANIE

Aktualny stan polskich skoków można podsumować krótkim zdaniem – „Nie jest dobrze”. Weterani, którzy przez ostatnie lata stanowili o sile naszej drużyny, młodsi już nie będą. Z kolei utalentowani juniorzy, jak Joniak, Byrski, Łukaszczyk czy Amilkiewicz, pomimo wyraźnego progresu, nie są jeszcze gotowi na walkę o najwyższe cele. Jedynymi realnymi nadziejami na zasypanie tej dziury są Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł. Jeżeli im się to nie uda, to istnieje poważne ryzyko, że czeka nas niezwykle chudy okres, w którym pojedyncze wejście polskiego zawodnika choćby do czołowej dziesiątki Pucharu Świata będzie uznawane za spory sukces. Kto wie, być może poprzedni sezon, gdzie na Polaka w TOP10 czekaliśmy aż do Willingen, był już jego początkiem?      

 

Opublikuj komentarz


projekt i realizacja: GRAFFY.PL