Problemy Red Bulla i najlepszy(?) wyścig tego sezonu – podsumowanie GP Singapuru.
Po weekendzie na torze Monza i tygodniowej przerwie do kibiców wróciła Formuła 1, a wymagający tor wijący się po ulicach Singapuru dostarczył prawdopodobnie najlepszy wyścig w tym sezonie.
Marina Bay Street Circuit uchodzi za jeden z najbardziej wymagających torów w kalendarzu F1. I nawet pomimo, że z powodu wymiany asfaltu kierowcy jeździli po zmienionej, szybszej nitce, tak aby złożyć tutaj dobre okrążenie trzeba przejechać je z chirurgiczną precyzją i w pełnym skupieniu.
Piątkowe treningi przebiegły pod znakiem niespodziewanego gościa – po torze w jednym z zakrętów przechadzała się jaszczurka, nieco mniejsza niż przed sześcioma laty, o czym ze swoim inżynierem żartował przez radio Max Verstappen. Wracając jednak do tematów sportowych, pierwszy trening padł łupem Charlesa Leclerca, a dwa następne zwyciężył jego kolega z zespołu – Carlos Sainz.
Sobotnie kwalifikacje również nie zawiodły oczekiwań kibiców. Ich pierwszy segment początkowo przebiegał stosunkowo spokojnie, aż do końcowych minut i momentu wyjazdu na decydujące okrążenia. Jadący jako jeden z pierwszych Lance Stroll, wychodząc z ostatniego zakrętu stracił kontrolę nad bolidem i dosyć mocno zderzył się z bandą. Kanadyjczyk na całe szczęście wyszedł z tego cało, choć odczuwalny później ból wykluczył go z udziału w wyścigu, ale swoim błędem zniszczył plany nie tylko sobie, ale i zagrożonym odpadnięciem w tamtym momencie kierowcom, takim jak chociażby Oscar Piastri, który mimo nieposiadania jeszcze pełnego pakietu poprawek od swojego zespołu z pewnością liczył na lepszy rezultat niż 17. miejsce.
W Q2 dane nam było przeżyć jedną z największych niespodzianek w bieżącym sezonie. Po raz pierwszy od 2018 roku żaden z samochodów Red Bulla nie awansował do Q2. I o ile do słabszych czasówek w wykonaniu Sergio Pereza jesteśmy w miarę przyzwyczajeni, tak odpadnięcie Verstappena już na tym etapie wzbudziło spory szok. Na dodatek kierowcą pozbawiającym Holendra nadziei na Pole Position okazał się Liam Lawson. Powołany awaryjnie w miejsce Daniela Ricciardo nowozelandczyk pokonał urzędującego mistrza świata jedynie o 0.007 sekundy.
Ostatnia część kwalifikacji to bezpośrednia walka o pierwsze miejsce na starcie między pięcioma kierowcami. Duety Mercedesa, Ferrari oraz Lando Norris przez całe 12 minut przeskakiwały się w klasyfikacji, ale finalnie to Carlos Sainz wyszedł z tej walki zwycięsko. Hiszpan pokonał George’a Russella niewielką różnicą (0.072 s), co tylko pokazuje, jak ciasne były kwalifikacje przed Grand Prix Singapuru.
Sam wyścig od początku trzymał kibiców w napięciu. Po nie najlepszym starcie za plecy Leclerca spadł Russell, którego próbował wyprzedzić również Hamilton, ale zrobił to niezgodnie z przepisami i był zmuszony oddać pozycję koledze z zespołu. Już na pierwszym okrążeniu z rywalizacji musiał wycofać się Yuki Tsunoda, który przebił oponę przy kontakcie z Sergio Perezem. Około 20. okrążenia na torze pojawił się Samochód Bezpieczeństwa spowodowany zderzeniem z bandą Logana Sargeanta i pozostawionymi w jednym z zakrętów szczątkami przedniego skrzydła. Wszyscy skorzystali z okazji i zjechali po świeże opony, nie licząc duetu Red Bulla, którzy wyścig rozpoczynali na twardej mieszance. Jednak przewaga świeżego ogumienia okazała się kluczowa, przez co Verstappen i Perez tracili kolejne pozycji i po pit stopie skończyli na szarym końcu stawki. Z przodu zaś cały czas trwała walka o pierwsze miejsce, na którym dzielnie utrzymywał się Carlos Sainz. Na 20 okrążeń przed końcem rywalizacji doszło do drugiej neutralizacji, ponieważ jadący na 6. pozycji Esteban Ocon z powodu awarii zmuszony był zakończyć swój udział w wyścigu. Wtedy właśnie w Mercedesie zdecydowano się podjąć ryzyko – ściągniecie swoich kierowców, wówczas jadących na 2. i 4. miejscu, do boxu po świeży komplet pośrednich opon i walka o zwycięstwo. Po wyjeździe z alei serwisowej podążali ze sobą jakby jechali na tandemie. Szybko zmniejszali stratę do czołówki i uporali się z Charlesem Leclerciem. W ten sposób na kilka okrążeń przed końcem czołowa czwórka prezentowała się następująco:
1. Sainz
2. Norris
3. Russell
4. Hamilton
I właśnie wtedy swoim geniuszem wykazał się liderujący stawce Hiszpan. Pozwolił kierowcy za swoimi plecami utrzymać się w zasięgu DRS-u, dzięki czemu stworzył swego rodzaju bufor przed pędzącymi Mercedesami. Taktyka ta okazała się skuteczna – Sainz utrzymał się na prowadzeniu i zwyciężył w wyścigu. Za jego plecami uplasował się Lando Norris i Lewis Hamilton, a będący chwilę wcześniej na wirtualnym podium Russell na ostatnim okrążeniu wcisnął znany z GP Azerbejdżanu 2021 “magic button” na kierownicy Mercedesa i zamiast skręcić w jednym z zakrętów spotkał się twarzą w twarz z barierą.
Grand Prix Singapuru nie zawiodło oczekiwań kibiców i przyniosło pierwszą wygraną kogoś spoza zespołu Red Bulla, co napawa wiarą na ciekawą końcówkę sezonu. Następne spotkanie z Formułą 1 czeka nas już za tydzień, podczas GP Japonii na słynnym torze Suzuka.
Piotr Jarząbek
Opublikuj komentarz