Szalony wieczór w Wiedniu i kompromitacja Lecha! Podsumowanie czwartkowych zmagań polskich klubów w europejskich pucharach.

Za nami kolejny pucharowy czwartek, w czasie którego rozgrywaliśmy mecze rewanżowe III rundy eliminacji do LKE! Legia Warszawa po szalonym meczu wywalczyła awans, wielokrotnie odbierając remis w dwumeczu Austrii Wiedeń, niczym Testoviron w słynnym filmiku znanym szerzej jako „Nie dla psa”. Pogoń Szczecin uratowała swój honor po porażce 0:5 w pierwszym meczu z Gent, wygrywając 2:1. Z kolei Lech Poznań przegrał ze Spartakiem Trnavą 1:3 i tym samym w fatalnym stylu pożegnał się z planami fazy grupowej Ligi Konferencji Europy.

Źródło grafiki: Legia Warszawa / Facebook

Najwięcej bramek padło w Wiedniu, gdzie Legia Warszawa podejmowała miejscową Austrię. Pierwszy mecz na Łazienkowskiej Legioniści przegrali 1:2, dlatego musieli wygrać dwoma golami, aby bez dogrywki awansować do IV rundy. W pierwszej połowie Warszawiacy wyprowadzili sporo kontrataków. Blisko bramki poleciały uderzenia m.in. Marca Guala oraz Josue, ale dopiero Juergen Elitim w 39 minucie zdołał pokonać bramkarza gospodarzy. Akcję rozpoczął dośrodkowaniem Paweł Wszołek, następnie Bartosz Slisz zgrał piłkę głową przed pole karne, a Ekwadorczyk mocnym wolejem strzelił w prawy dolny róg bramki. Dwie minuty później James Holland oddał strzał w głową w poprzeczkę i na szczęście Legia dalej prowadziła. W doliczonym czasie gry Slisz posłał jeszcze wrzutkę na Guala, a Hiszpan choć trafił w bramkarza, to ten odbił palcami piłkę do bramki i mieliśmy dwubramkowe prowadzenie Legii, potrzebne jej do awansu. Już po kilkunastu sekundach drugiej połowy Patryk Kun mógł zdobyć trzeciego gola, lecz jego główka, tak jak Hollanda tuż przed przerwą, poleciała w poprzeczkę. Co się nie udało wtedy, udało się 13 minut później, kiedy Marc Gual, Juergen Elitim i Tomas Pekhart złożyli dynamiczną akcję opartą na ich podaniach między sobą. Ostatni piłkę dotykał Pekhart, który zdobył gola po strzale na pustą bramkę.

W 69 minucie po kontrataku bramkę dla Austrii zdobył Andreas Gruber po ładnym strzale w prawe okienko bramki Kacpra Tobiasza. Po tej bramce odważniej do odrabiania strat ruszyli gospodarze i w 83 minucie dopięli swego. Znowu gola zdobył Gruber, jednak tym razem obrońcy Legii, na czele z Rafałem Augustyniakiem zawinili niedokładnym kryciem przy centrze. 4 minuty później Wojskowi odzyskali prowadzenie w dwumeczu po płaskim dośrodkowaniu Pawła Wszołka i ładnym uderzeniu Macieja Rosołka z okolicy jedenastego metra. W dodatku po wznowieniu gry Aleksandar Jukic powalił uderzeniem z głowy a’la Zinedine Zidane Bartosza Slisza i otrzymał czerwoną kartkę. Wydawało się wtedy że Legia jest już pewna awansu do IV rundy jednak nic bardziej mylnego. W 97 minucie Reinhold Rainftl wykorzystał błąd krycia przy wrzutce i strzałem z wślizgu doprowadził do wyniku 3:4 w meczu oraz 5:5 w dwumeczu. Na szczęście dla kibiców Legii ich ofensywa wyglądała dużo lepiej i zdołała zdobyć bramkę na 5:3. W 100 minucie, w ostatniej akcji spotkania, po zamieszaniu w polu karnym, Ernest Muci oddaje mierzony strzał w prawą stronę bramki i przypieczętowuje awans Legii Warszawa do IV rundy. W niej zmierzą się z duńskim Midtjylland, które pokonało Omonię w rewanżu aż 5:1, a w całym dwumeczu 5:2. Oba zespoły mierzyły się w fazie grupowej Ligi Europy w sezonie 15/16. U siebie Legia wygrała wtedy 1:0, w rewanżu górą byli Duńczycy w takim samym stosunku. Przed Kostą Runjaiciem ważne zadanie: musi poprawić grę defensywną Legii, bo, jak pokazał rewanż z Omonią, Midtjylland dobitnie wykorzystuje błędy obronne rywali.

Mem autorstwa Bartka Chyły

Znacznie gorzej spisał się Lech Poznań, mimo że jako jedyny z trójki polskich zespołów wygrał w poprzedni czwartek. Choć nie obyło się bez problemów, to Lech wygrał wtedy ze Spartakiem Trnava 2:1. Pierwsze minuty nie wskazywały jednak na to, że Kolejorz może odpaść z rozgrywek. W 11 minucie tuż obok słupka przeleciała piłka po główce Mikaela Ishaka. Po pierwszych 20 minutach sytuacja się odmieniła, to Spartak Trnava przeważał. Napór na bramkę Filipa Bednarka zaowocował golem w 37 minucie Kelvina Oforiego. W 50 minucie znowu piłkę w polu karnym miał Ofori, jednak tym razem zdecydował się na podanie do Erika Daniela. Gdyby nie złe ustawienie Joela Pereiry oraz Antonio Milicia, to podanie nie dotarłoby do napastnika Spartaka. Jednak Daniel ostatecznie przyjął piłkę i z ok. 3-4 metrów do bramki pokonał Bednarka. Co prawda w 63 minucie nadzieję kibicom Kolejorza dał Kristoffer Velde ładnym, podkręconym uderzeniem z rogu pola karnego, jednak w kolejnych minutach znowu Spartak przejął inicjatywę. Po nieco ponad 10 minutach od gola Velde, znowu na prowadzenie w dwumeczu wyszli Słowacy. Najpierw ofiarnie dośrodkowywał Kristian Kostrna, a następnie Lukas Stetina popisał się efektownym strzałem z przewrotki. W ostatnich minutach Lech próbował jeszcze nadrobić straty, swoje szanse mieli Filipowie Marchwiński oraz Szymczak, ale to Spartak Trnava zagra z Dnipro-1 o awans do fazy grupowej LKE. To bez wątpienia duże zaskoczenie, że Lech Poznań, ćwierćfinalista poprzedniej edycji tych rozgrywek, w dodatku wzomocniony kilkoma mocnymi nazwiskami, na czele z Alim Gholizadehem, odpada już na etapie trzeciej rundy eliminacji. Moim zdaniem o porażce zadecydował brak koncentracji zawodników Lecha. Kibice z Poznania podnoszą w internecie hasła, że z takim składem jeżeli Lech nie zostanie Mistrzem Polski, to John van den Brom musi zostać zwolniony z klubu. Nie ma co ukrywać, że po odpadnięciu z europejskich pucharów Lech będzie mieć łatwiej w lidze. W zeszłym sezonie nieraz widoczne było zmęczenie piłkarzy graniem co 3 dni. Dużo będzie w kwestii mistrzostwa zależało od tego czy Legia Warszawa awansuje do fazy grupowej LKE. W takim przypadku Lech będzie miał dużo łatwiej w walce o wygranie ligi.

Źródło grafiki: Lech Poznań / Facebook

Po blamażu w Gandawie, kiedy to Pogoń Szczecin przegrała 0:5 z KAA Gent, nikt nie widział szans dla Portowców na awans. Jednak zawodnicy Jensa Gustafssona chcieli się godnie pożegnać z Ligą Konferencji Europy. Już w 7 minucie Joao Gamboa oddał świetny strzał głową, jednak jeszcze lepszą interwencją popisał się Davy Roef, bramkarz gości. Dokładnie po kwadransie gry mocny strzał oddał Wahan Biczachczjan, jednak Roef znowu nie dopuścił do straty gola. W pierwszej połowie Pogoń stworzyła kilka innych, groźnych sytuacji, jednak nie przekładało się to na gole. W 48 minucie pierwszą poważną sytuację miało Gent. Po rykoszecie od pośladków Danijela Loncara, do piłki dopadł Hugo Cuypers, jednak jego strzał z kilku metrów kapitalnie obronił Bartosz Klebaniuk, obwiniany za wysoką porażkę w pierwszym spotkaniu. W kolejnych minutach kontrolę nad meczem przejęli Belgowie, jednak oni również długo nie mogli się przełamać. Na pierwszą bramkę musieliśmy czekać do 79 minuty, kiedy Efthymios Koulouris odebrał piłkę bramkarzowi Gentu. Również Koulouris zdobył bramkę na 2:0 dla Pogoni. Tym razem w 86 minucie Mariusz Fornalczyk zagrał do niego dośrodkowanie. W międzyczasie Fornalczyk również miał dobrą okazję do gola, jednak wtedy zainterweniował Roef. W 95 minucie Cuypers zdobył jeszcze gola, ale nie uchronił on Gentu przed porażką na stadionie im. Floriana Krygiera. To spotkanie dało Pogoni dobre perspektywy na dalszą część sezonu oraz oczywiście doświadczenie gry w europejskich pucharach. Szczególnie ten mecz był ważny dla Bartosza Klebaniuka, który został ostro zhejtowany przez kibiców za pierwszy mecz z Gentem. W rewanżu pokazał się ze znacznie lepszej strony, co na pewno pomoże mu w odbudowaniu psychiki.

Bartłomiej Chyła

Źródło grafiki: Pogoń Szczecin / Facebook

Opublikuj komentarz


projekt i realizacja: GRAFFY.PL