Zaskakujące wyniki kwalifikacji i stały skład podium – GP Miami w pigułce.
W ten weekend Formuła 1 zagościła u wybrzeży Florydy, aby rozegrać 5. rundę obecnego sezonu na torze wijącym się wokół Hard Rock Stadium w Miami. Po niezbyt interesującym wyścigu w Azerbejdżanie, kibice oczekiwali dawki porządnego ścigania, i w pewnym stopniu ją otrzymali.
W pierwszym piątkowym treningu formą błysnęli kierowcy Mercedesa, zajmując dwa pierwsze miejsca, które z pewnością podniosły oczekiwania swoich fanów dotyczące wyścigu. Następne dwie sesje treningowe potoczyły się jednak zgodnie z przewidywaniami, ponieważ w obu triumfował Max Verstappen.
Sobotnim popołudniem odbyły się kwalifikacje, ustalające kolejność startową do niedzielnego Grand Prix. Zarówno w Q1 jak i w Q2 otrzymaliśmy po jednej niespodziance – przedwcześnie odpadł Lance Stroll, zajmując 18. miejsce, a kilka minut później udziału w walce o Pole Position pozbawił się Lewis Hamilton, który uplasował się na 13. pozycji. Na największe zaskoczenia trzeba było jednak poczekać do trzeciego segmentu czasówki. Już na samym początku pierwszego przejazdu błąd popełnił Verstappen, który zmuszony był odpuścić swoje okrążenie i zjechać do alei serwisowej. Podczas przygotowywań holendra do drugiej próby, po uślizgu w zakręcie numer 5 w bandę wpadł Charles Leclerc, czym wywrócił plany wszystkich zespołów na ostatni przejazd do góry nogami. Sesja została zakończona przed czasem, a pierwsze miejsce wywalczył inny z kierowców Red Bulla, Sergio Perez. Jednak to za jego plecami stawka była przemieszana – kolejno Fernando Alonso, Carlos Sainz, Kevin Magnussen i Pierre Gasly uzupełnili pierwszą piątkę na starcie. Leclerc ostatecznie sklasyfikowany został na 7. miejscu, a Verstappen bez czasu okrążenia na koncie zmuszony był ruszać z 9. pola, co zapowiadało niesamowitą pogoń podczas wyścigu.
No i rzeczywiście tak było. Na starcie nie otrzymaliśmy zbyt wielu roszad – Sergio Perez utrzymał prowadzenie, a Max Verstappen na chwilę spadł na 10. miejsce. Później jednak rzucił się w szaleńczy pościg za zespołowym partnerem. Urzędujący mistrz świata stopniowo przesuwał się na wyższe pozycje, aż w końcu znalazł się na prowadzeniu, ponieważ Sergio Perez zjechał do boksu. Warto tutaj podkreślić odmienne strategie obu kierowców – meksykanin do wyścigu ruszył na pośrednich oponach, zaś holender wybrał najtwardszą mieszankę z możliwych. Po wyjeździe na świeżym komplecie twardych opon Perez tracił do lidera około 17 sekund, czyli tyle ile zajmuje przejazd przez aleję serwisową na torze w Miami. Na 45. okrążeniu na zjazd po świeże ogumienie zdecydował się Verstappen, który powrócił na tor dosłownie za plecami Pereza. Szybko jednak udało mu się z nim uporać i odzyskać prowadzenie, którego nie oddał już do końca wyścigu. Na drugim miejscu do mety dotarł Sergio Perez, a podium uzupełnił Fernando Alonso. To powrót tego trio na podium po raz trzeci w tym sezonie, bo w identycznym składzie widzieliśmy ich w Bahrajnie i Arabii Saudyjskiej.
Grand Prix Miami było wyścigiem po prostu średnim. Z pewnością ciekawsze niż poprzedzające je GP Azerbejdżanu, ale nie zostanie szczególnie zapisane w pamięci kibiców.
Następna runda Formuły 1 odbędzie się już za dwa tygodnie na słynnym torze Imola, położonym w północnej części Italii.
Piotr Jarząbek
Foto:
Formuła 1 / Twitter
Opublikuj komentarz